U nas w Mongolii, byliśmy chyba jednym z pierwszych krajów, które wprowadziły twarde restrykcje związane z bezpieczeństwem. Otóż powstały specjalne sztaby i wydały zarządzenia, które były bardzo rygorystycznie przestrzegane. Wszyscy mają nosić maski zabezpieczające, dzieci do 14 roku życia mają pozostać w domach, na początku sklepy pozamykano. Zakazano zgromadzeń, według norm więcej niż 5 osób to już zgromadzenie. Nie mogliśmy odprawiać Mszy Świętej dla naszych wiernych. Były codziennie kontrole, ludzie też pilnowali jeden drugiego.
Pod koniec stycznia rozpoczęły się obchody jednego z wielkich świąt mongolskich Cagaan Sar, przywitanie Nowego Roku. Tradycją jest odwiedzanie rodzin i znajomych. W tym roku było to niemożliwe. Wydano zarządzenie, że będą mandaty dla tych, co odwiedzają kogoś, a jeszcze większe dla tych, co organizują spotkanie.
W Darhan mamy oratorium i centrum kształcenia. Zgodnie z wydanym zarządzeniem wstrzymaliśmy działalność. W mieście są z nami siostry Miłosierdzia od Matki Teresy z Kalkuty. Na samym początku myśleliśmy, że będziemy razem uczestniczyć w Mszy Świętej, ale po paru dniach mieliśmy niespodziewaną kontrolę z urzędu, dostaliśmy mandat i zakaz. Chcąc nie chcąc musieliśmy się zastosować. Po tym wszystkim wezwali nas do urzędu Bezpieczeństwa, nałożyli mandaty i musieliśmy pisać oświadczenie, że do chwili odwołania zakazu nie będziemy odwiedzać sióstr.
Nasi pracownicy, którzy mają dzieci w wieku do 12 lat, pracują z domu lub mają wolne, kto ma starsze dzieci, przychodzi do pracy tylko na 3 godziny. Takie jest zarządzenie państwa. Oczywiście we wszystkich sklepach, urzędach, biurach lub bankach przed wejściem do środka trzeba zdezynfekować ręce, pozwolić zmierzyć temperaturę i trzeba zachować dwumetrowy odstęp od innych. Przedszkola, szkoły, wyższe uczelnie są zamknięte. Teraz pozwolili na naukę tylko uczniom ostatniej klasy szkoły podstawowej. Sklepy, restauracje i puby były pozamykane, a teraz są czynne tylko 3 godziny w ciągu dnia.
Musieliśmy zmierzyć się z problemem ubóstwa naszych parafian. Otóż pomimo zakazu odwiedzaliśmy biednych ludzi potajemnie w jurtach (miejscowych domach), ofiarując środki spożywcze, słodycze i artykuły higieniczne. Msze Święte, w czasie świąt wielkanocnych transmitowaliśmy on-line, tak samo drogę krzyżową, różaniec i inne nabożeństwa.
Ze swoich finansów kupiliśmy materiał, a nasi pracownicy szyli maski zabezpieczające. Rozdawaliśmy je w urzędach i naszym parafianom. Dla lokalnego sztabu antykryzysowego ofiarowaliśmy płyn dezynfekujący, rękawice i odzież ochronną.
Na samym początku mieliśmy stary zwyczaj, że w czasie obiadu razem z naszymi pracownikami graliśmy u nas na boisku w piłkę. Ale ktoś poinformował władzę, przyjechali i zabronili, a do tego prawie zamknęli nasze centrum. Co pewien czas odwiedzają nas, kontrolnie sprawdzają czy stosujemy się do zarządzeń.
Pomimo zabezpieczeń rząd ciągle boi się otworzyć granice. Myślę, że powodem tego jest liczba osób zarażonych. Obecnie mamy 200 chorych, wszyscy to ludzie, którzy przybyli z zagranicy. Pracujący i studenci z Rosji. Pozamykano również drogi łączące stolicę z innymi regionami.
Samochody ciężarowe, które wożą towar z Moskwy do Ułan Bator, od granicy są konwojowane przez policję i mają zakaz postoju w miejscowościach. Myślę, że brak ofiar śmiertelnych z powodu koronawirusa to efekt dyscypliny. Ponieważ jak wyszło zarządzenie, to wszyscy ubierali maski.
My salezjanie w Mongolii pracujemy pomimo trudności, które spotykają nas ze strony władz. Ciągle słyszy się, że jesteśmy tutaj niepotrzebni. Szukają tylko pretekstu, aby nas wysłać do domów. Musieliśmy napisać pismo, że popełniliśmy pierwszy i ostatni błąd w czasie pandemii. Według nich następny będzie powodem wydalenia wszystkich. Dlatego pilnujemy się, bo lepiej jest dmuchać na zimne.
Pozdrawiam serdecznie.
Br. Krzysztof Gniazdowski SDB
Darhan, Mongolia
Więcej o sytuacji w krajach misyjnych i udzielanej pomocy w ramach kampanii COVID19 – POMOC znajdziesz tutaj: misjesalezjanie.pl/covid19-pomoc/