Kubańczycy narażeni są na co dzień na wiele niedogodności i ucisków ze strony władz. Niewiele turystów zdaje sobie sprawę, że przyjeżdżają do kraju, w którym mieszkańcy mają mało praw i rozliczani są ze wszystkiego, a system donosów jest bardzo rozwinięty. W czasie pandemii sytuacja stała się jeszcze gorsza. Nakazy wypełniano z lęku, a brak przez wiele miesięcy turystów pogłębił kryzys gospodarczy.

Od połowy stycznia sytuacja na Kubie znów się pogarsza. Do tej pory dziennie odnotowywano 50, maksymalnie 100 zakażonych, a obecnie 500 i dwie lub trzy osoby umierają. Od 16 stycznia zamknięto szkoły w prowincji Hawany, ludzie nie mogą korzystać z transportu publicznego i przemieszczać się między prowincjami. Studenci medycyny ponownie mają chodzić od domu do domu, przypominać o zagrożeniu. Mandaty za nieprzestrzeganie nakazów mają być bardzo wysokie, nawet 100-200 dolarów. Ludzie na Kubie się boją. Rządzącym zależy na tym, żeby zastraszyć ludzi. Restrykcje, które wprowadzają, są właśnie na tej zasadzie, że trzeba powiedzieć, czego nie wolno i jakie będą mandaty lub zagrozić więzieniem. Już to spowoduje, że ludzie wolą uniknąć kar. Na początku pandemii każdy sam musiał sobie uszyć maseczkę, nieważne z czego. Miał obowiązek i musiał go wypełnić. A na Kubie jest gorąco. Wyjdziesz na ulicę, przejdziesz się i już leci pot. Wszystko jest brudne i zakurzone, trzeba od razu wyprać. Był i jest nadal olbrzymi problem z mydłem i środkami czystości. Rząd przypomina żeby myć często dłonie, odkażać się, a nie było w sklepie mydła.

Przymusowa samotność

W pierwszych miesiącach pandemii i wprowadzonych obostrzeń większość ludzi pozamykała się w domach. Najbardziej ucierpieli na tym ludzie starsi, którzy są samotni. Bali się wyjść, a wiedzieli też, że w sklepach nic nie ma albo to, co było, zostało już wykupione. Taka izolacja doprowadziła do załamań. Nikt nie przyjdzie do nich, nikt nie odwiedzi, bo każdy boi się wyjść. Więc po co żyć? Ludzie głodowali. Dla 100-150 rodzin dwa razy w czasie zamknięcia paczki żywnościowe przygotowały siostry salezjanki. Każdy dostał: ryż, olej, fasola, trochę cukru, ciastka suche, które jedzą właściwie na śniadanie i mąkę kukurydzianą.

Na początku pandemii zamknięto szkoły. Młodzież ucieszyła się, bo nie musiała się uczyć. Potem wprowadzono lekcje telewizyjne, bo na Kubie dostęp do internetu jest ograniczony. Większość ludzi z niego nie korzysta, więc nie można zrobić lekcji np. na zoomie. Były lekcje państwowe puszczane przez telewizję. Dla 1 klasy od 9 do 9.30, ale to wszystko było tak szybko, że dzieci nie zdążyły wysłuchać i zanotować co mają zadane. Więc takie pół roku stracone. Pod koniec czerwca otworzyli szkoły, szybko przeprowadzili egzaminy, które wszyscy zdali, bo nie było innej możliwości. Aktualnie z powodu wzrostu liczby zakażonych znów zamykają placówki edukacyjne.

Dolar pilnie potrzebny

Pod koniec sierpnia w kraju zabrakło pieniędzy. Od marca do sierpnia nie było turystów, więc cała ta strefa, która zapewniała dostęp do dolarów, została utracona. Władza wymyśliła sposób, żeby wydobyć dolary od Kubańczyków, bo zawsze każdy ma trochę pod poduszką, na czarną godzinę. Stworzyli sklepy, w których można kupować tylko za dolary, ale można płacić tylko kartą. Trzeba iść do banku, poprosić o kartę, zdeponować dolary albo euro. Oni wymieniają to według swojego kursu, więc nie wiadomo, ile tak naprawdę będzie na koncie. W tych sklepach nie ma dużo. Był makaron, mąka, puszki mięsne z Brazylii i jakieś warzywa w puszeczkach lub słoikach, które można mieszać z ryżem. Było tylko mydło tureckie, 50 centów, bo ceny w tych sklepach niby podają w dolarach. Wcześniej ten sam produkt był tańszy, teraz zaokrąglają ceny w górę. Na zakupy są limity, można kupić w ciągu dnia np. 5 mydeł. Jednak dla ludzi to jest tragedia. Nie stać ich na kupno dolarów, żeby potem nabyć produkty w tych sklepach. Jeśli ich pensja wynosi normalnie około 20,30,40 dolarów, to nie mogą wiele kupić, bo ceny tam są wyższe. Ludzie poczuli się zdradzeni, nie mogą płacić nawet własną walutą. A te pieniądze rządzący potrzebują dla siebie i na obsługę systemu.

Kolejne ustawy

Pod koniec listopada podpisano dwie ustawy, które regulują kwestię walut, cen i wynagrodzeń. Od 1 stycznia zlikwidowano peso wymienne (turystyczne). Do końca czerwca można wymienić je w banku na peso kubańskie (narodowe). Codziennie zmienia się wartość wymiany tej waluty. Prawa na Kubie są mówione, a nie są spisane. Ogłaszane są w radiu i telewizji, trzeba uważnie śledzić wiadomości i znać nowe dyrektywy, bo można potem zostać ukaranym. W ten sposób dwu lub trzykrotnie podniesiono ceny wszystkich produktów. Oznajmiono, że wzrosną też pensje i emerytury, ale nie jest to tak duży wzrost. Dodatkowo wprowadzono podatek od pensji i trzeba teraz płacić składki emerytalne.

Nawet jeśli Kubańczycy mają pieniądze to jest ogromny problem z zaopatrzeniem. Praktycznie nic nie można kupić, a kolejki są gigantyczne. Ludzie stoją z nadzieją, że trafią na dostawę. Wtedy pojawia się w sklepie np. olej, kukurydza lub kurczak. Szansę na kupienie czegokolwiek mają tylko Ci co byli na początku kolejki, pierwsze 50-100 osób, a kolejne 100 pozostaje z niczym. Musi czekać dalej.

Kilka zgromadzeń zakonnych postanowiło zamknąć swoje placówki. Zablokowana jest pomoc finansowa z zewnątrz, więc sytuacja jest bardzo trudna. A Kubańczycy nie mają środków lub nie czują się odpowiedzialni za swój kościół, bo zawsze utrzymywali go misjonarze. Salezjanki i siostry salezjanki pozostają, jako znaki nadziei, dobra i miłości. Chcą pokazać, że nadal jest nadzieja w Bogu, który nas zbawił.

opracowanie M. T.