Obostrzenia wprowadzone w Etiopii spowodowały wzrost bezrobocia i pogorszyły sytuację najbiedniejszych. Szczególnie tych, którzy żyli z dnia na dzień. Niektórzy wyszli na ulicę prosić o jedzenie.
O ostatnich wydarzeniach w Etiopii opowiada Negatu, wychowanek salezjański i s. Helena Kamińska, misjonarka.
Negatu:
Chciałbym podzielić się informacjami o obecnej sytuacji w Etiopii. W niedzielę (24 maja) ilość zakażonych przypadków wzrosła do 433, z tego 5 osób zmarło, a 128 wyzdrowiało. Aktywne przypadki to te, które są leczone w szpitalu, obecnie jest ich 300. Pod kątem koronawirusa przebadano 73 205 osób.
Aktualnie ludzie prowadzą bardzo trudne życie. Wiele osób jest bez pracy. Dziewczyny, które były zatrudnione w domach u ludzi i prały ubrania lub wykonywały inne domowe zajęcia, ale także chłopcy, którzy pracowali dorywczo, musieli zrezygnować ze swojej pracy. Obawiali się, że przyniosą do swoich domów wirusa. Wielu młodych ludzi nie ma pracy. W niektórych regionach kraju trwają protesty przeciwko takiej sytuacji. Z tego powodu rząd wprowadził obostrzenia, że ludzie nie mogą wypłacić z bankomatu więcej niż 200 tys. birów na dzień. Powodem jest, to, że niektórzy politycy pobierają duże pieniądze i rozprowadzają je wśród młodych ludzi, którzy nią mają pracy, aby ci protestowali przeciwko rządowi. Rząd chce kontrolować sytuację, dlatego ograniczył wypłaty z bankomatów. Efektem tej sytuacji są korzyści, ale też trudności. Korzyści są takie, że protestujący, nie mogą otrzymać wystarczającej kwoty pieniędzy, aby dalej protestować. Złą stroną sytuacji jest to, że firmy nie mogą pobrać wystarczająco dużo pieniędzy, żeby zapłacić pensje dla swoich pracowników. Większość ludzi jest tu bardzo biednych i nie mają kont w banku, dlatego nie mogą otrzymać wypłat przez bank. Często też nie wiedzą jak wypłacić pieniądze z bankomatów, wielu ludzi jest analfabetami. Jest to dla nich duży problem. Z jednej strony polityka rządu jest dobra, z drugiej jest problemem szczególnie dla biednych ludzi.
W niedzielę, gdy szedłem ulicą, zobaczyłem kobietę, która miała jedno dziecko. Pukała do prawie wszystkich domów w okolicy, prosząc o jakieś jedzenie i jakąś pracę, jak pranie ubrań czy sprzątanie ich domów. Ludzie jej odmawiali. Może bali się, że kobieta choruje na Covid-19. Obserwowałem z daleka co ona robi potem podszedłem i zapytałem, co się stało. Powiedziała mi, że szuka jedzenia, aby nakarmić swoje dziecko, ale nikt nie odpowiedział na jej prośbę. Dałem jej pieniądze, aby kupiła chleb i mleko dla dziecka. Ludzie żyją teraz właśnie tak i w tym czasie są naprawdę w potrzebie.
Siostra Helena:
Przedszkole, szkoły i collage są nadal pozamykane. W niedzielę w uroczystość Matki Bożej Wspomożenia Wiernych, przyjechał do nas biskup, który odprawił uroczystą Mszę Świętą. Tego dnia było otwarcie kliniki dla ludzi. W soboty tak jak do tej pory rozdajemy fafę. Po pomoc zgłasza się dużo nowych ludzi. Nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim. Aby przy bramie już wiedzieć, kto jest zapisany na listę potrzebujących, a kto nie, rozdałyśmy kartki z numerkami, z którymi przyjdą w kolejną sobotę. Oczywiście nie będziemy odrzucać nowych potrzebujących, ale musimy ich zweryfikować, czy na pewno tej pomocy potrzebują, bo niestety też jest dużo naciągaczy. Chcemy pomóc naprawdę tym, którzy są biedni i są w potrzebie. Niestety nie można wierzyć wszystkim, że są w potrzebie. Czasami zdarzają się sytuacje, że ktoś pożycza dziecko od sąsiadki i przychodzi prosić o pomoc.
opr. I.B.
Więcej informacji na temat obecnej sytuacji w krajach misyjnych znajdziesz tutaj: misjesalezjanie.pl/covid19-pomoc/