Dzieci pracują w fabrykach, zakładach, na polu. Szyją ubrania, robią klapki, pilnują zwierząt. Wiele z nich nie chodzi do szkoły. Rita pasła kozy, a Dipok żebrał na ulicy. Wiedzieli, że muszą to robić, jeśli chcą jeść.

W Bangladeszu 33 procent ludności żyje poniżej progu nędzy. To przykład państwa, w którym przeludnieniu towarzyszy niski poziom rozwoju gospodarczego. Bengalczycy, jeśli mają pracę, zarabiają bardzo mało. Rodzice nie radzą sobie z utrzymaniem rodziny. Swoje dzieci, zamiast do szkoły, wysyłają do pracy.

Wyzysk dzieci

W Dhaka, stolicy kraju, dzieci pracują w fabrykach odzieżowych i innych zakładach produkcyjnych. Szyją koszulki, rękawiczki, składają zegarki. W miasteczkach i wioskach są zatrudniane do pracy na polu i pilnowania zwierząt. Wiele z nich pracuje w warunkach niebezpiecznych dla zdrowia. Pracodawcy często nie płacą im pełnych stawek godzinowych, które i tak są bardzo niskie. Dzieciństwo w Bangladeszu niczym nie przypomina tego w Polsce.

Chcesz jeść, pracuj

Rita ma dwanaście lat. Zaraz po urodzeniu jej tata zostawił ją i uciekł do Indii. Mama musiała sama poradzić sobie z utrzymaniem i wychowaniem córki. Po kilku latach postanowiła, że wyjedzie do stolicy kraju i tam poszuka pracy. Nikt nie wie co się z nią dzieje. Niektórzy mówią, że pracuje jako prostytutka. Rita zamieszkała z dziadkami. W ich wiosce salezjanie otworzyli oratorium – świetlicę dla dzieci i młodzieży. Rita przychodziła w każdy piątek. W jej oczach pojawiły się radość i spokój. W końcu znalazła przyjaciół, opiekunów, a przede wszystkim dom. I nagle zniknęła.

Zauważył to ksiądz Paweł: „Rita przestała chodzić do naszego oratorium. Pewnego dnia zobaczyłem ją, jak pilnuje kozy. Zapytałem, co się stało. Usłyszałem: ‘Księże, jeśli chcę jeść, muszę pracować’. Wiedziałem, że to dziadkowie kazali jej zarabiać na swoje utrzymanie. Zaraz po tym wydarzeniu nawiązałem z nimi kontakt. Zgodzili się, żeby zabrać Ritę do domu sióstr” – opowiada misjonarz. Dziewczynka mieszka obecnie w internacie prowadzonym przez siostry. Chodzi do szkoły, cieszy się życiem i młodością. Ma szansę na lepsze życie.

Żebrzący ministrant

W miejscowości Joypurhat salezjanie prowadzą dodatkowe centrum misyjne. Ksiądz Paweł podczas zakupów zauważył żebrzącą rodzinę, mamę z trójką dzieci. Nie był to widok niezwykły, bo w Bangladeszu wiele osób żyje w nędzy. Jednak podczas odprawiania Mszy Świętej misjonarz zauważył, że chłopak, który żebrał na ulicy, służy przy ołtarzu. Ksiądz chciał mu jakoś pomóc: „Postanowiłem poznać sytuacje tej rodziny. Zaprosiłem ich do siebie. Okazało się, że nie mają pieniędzy na jedzenie, dzieci nie chodzą do szkoły. Obecnie Dipok, najstarszy z rodzeństwa, mieszka w naszym internacie. Zapewniamy mu jedzenie i edukację, a jego mamę i młodszych braci wspomagamy finansowo” – relacjonuje salezjanin.

Ocean potrzeb

W Bangladeszu dzieciństwo odbierane jest szybko. Trudno połączyć pracę i naukę w wieku kilkunastu lat. Bengalskie dzieci wciąż mają nadzieję, że ich los się zmieni. Niektóre z nich mają szansę odzyskać dzieciństwo na placówkach misyjnych. Salezjanie prowadzą oratoria, organizują zajęcia edukacyjne, kursy gry na instrumentach i tańca. Dbają o rozwój młodego pokolenia. Pomagają, ale to kropla w morzu (a właściwie oceanie) potrzeb. Możesz wesprzeć misję w Bangladeszu duchowo: pomódl się za misjonarzy i ich podopiecznych. Jeśli chciałbyś pomóc materialnie: wesprzyj Projekt 474.

 Aktualne projekty w Bangladeszu