Jest 25 stopni, idę środkiem miasta, a tu nagle choinka z bombkami. Dziwnie, nie? Inaczej. Jakoś 28 lat świąt przeżytych w zimnie nie pozwala mi zrozumieć, że w tym roku jest inaczej. Do ostatniej chwili żadne z nas, wolontariuszy, nie mogło uwierzyć, że za chwilę będziemy obchodzić Boże Narodzenie.

 

Tylko niedzielne świece na wieńcu adwentowym, które jakby nazbyt szybko zapaliły się wszystkie, przypominały mi naocznie o zbliżającym się czasie Bożego Narodzenia. Jeszcze dzień przed wigilią mieliśmy inne świętowanie – z okazji bierzmowania czterech naszych dziewczyn.

Czas przedświąteczny w naszym domu był dość intensywny. Prawie 1/3 dzieci miała szansę wrócić do swoich rodziców, czy dalszej rodziny, aby na nowo być jej częścią. Inne – zapoznawały się z nowymi rodzicami adopcyjnymi. Kilkoro dzieci jednak dołączyło też do naszego domu. Dla wielu z nich były to pierwsze święta z daleka od rodziny. Tak jak nasze.

Razem z dziećmi na swój sposób przygotowywaliśmy się do świąt. Każda z grup miała przydzielone zadania do wykonania – ozdobienie głównej sali, jadalni, naszego oratorium, a najmłodsze dzieci miały przedstawić Jasełka. Gdy już myślałam, że ominą mnie wszystkie przygotowania – siostra pozwoliła mi pomóc dziewczynom w przygotowaniu oratorium, które co roku przeznaczone jest dla wolontariuszek.

Dzień przed wigilią przyjechał do nas (nie)spodziewany gość – wolontariusz Paweł z SWMu, dzięki któremu udało nam się na czas złożyć prezent świąteczny dla dzieci – trampolinę. Wieczorem tego dnia poszliśmy też obejrzeć coroczną paradę świąteczną z tańcami i świątecznie przybranymi pojazdami.

W Boliwii świętowanie Bożego Narodzenia zaczyna się 25 grudnia, na szczęście mamy tutaj polską siostrę Halinę oraz dwóch księży Polaków: Maksa i Kazimierza, dzięki którym mogliśmy uczestniczyć w wieczerzy wigilijnej. Nie było to jednak tylko polskie towarzystwo – razem z nami świętowali także księża i siostry pochodzenia boliwijskiego, którzy już są zaznajomieni z naszymi tradycjami. Nie zabrakło dzielenia się opłatkiem (specjalnie na tę okazję przywiezionym z Polski), pierogów i dań rybnych (co prawda z piraniowatych, a nie karpia), a także śpiewania kolęd. Było to ożywcze doświadczenie, gdyż mogliśmy nauczyć się kilku boliwijskich kolęd, a także zaprezentować nasze polskie kolędy.

Prosto z kolacji poszliśmy wraz z dziećmi na pasterkę, zwaną tutaj Misa de Gallo, czyli Msza Koguta. Nazwa tej mszy wywodzi się od śpiewu kogutów, uważanych tradycyjnie za pierwszych świadków narodzenia Jezusa i odbywa się w późnych godzinach wieczornych lub o północy w Boże Narodzenie. Nowym doświadczeniem było całe prezbiterium zastawione mniejszymi i większymi figurkami dzieciątka Jezus, które na koniec mszy były błogosławione i zabierane do domowych szopek.

Po mszy wraz z dziećmi wróciliśmy do domu, aby najmłodsi mogli przedstawić swoje Jasełka, a także otworzyć prezenty od Dzieciątka Jezus. Następnego dnia mieliśmy tradycyjny obiad składający się z zupy specjalnie na Boże Narodzenie, zwanej Picana. Zupa ta jest esencją boliwijskich świąt i stanowi kulminacyjny punkt bożonarodzeniowego stołu. Składa się z różnych rodzajów mięs, kukurydzy i innych warzyw, symbolizując obfitość i gościnność typową dla boliwijskich domów.

Jednak jedną z najważniejszych boliwijskich tradycji bożonarodzeniowych jest  adoracja Dzieciątka Jezus w żłóbku. Tak jak my głównie spotykamy się na kolędowanie, tak naród boliwijski jest narodem roztańczonym i adoracje te odbywają się w postaci tańców przed szopką.

Wiele rodzin nadal (aż do Niedzieli Chrztu Pańskiego) zaprasza nas w odwiedziny, abyśmy wraz z dziećmi adorowali w ich domach, czy na ulicach przed domami, częstując nas przy tym świątecznym przysmakiem, jakim są buñuelos (rodzaj pączka) z gorącą czekoladą.

Świętowanie w Boliwii z moją tutejszą rodziną na długo pozostanie w moim sercu. Choć tradycje nieco różnią się od tych znanych mi dotychczas, święta Bożego Narodzenia nadal pozostają te same, pełne radości, wspólnoty i miłości. A uczestnictwo w tutejszych tradycjach pozwala mi głębiej doświadczyć  i docenić boliwijską kulturę.

 

Małgorzata Zadrożna
Tupiza, Boliwia