Dokładnie rok temu kupiłem bilet autobusowy do Warszawy na moje pierwsze spotkanie kandydatów na wolontariuszy misyjnych w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym. Miałem wtedy bardzo dużo myśli i pytań w głowie związanych z moją decyzją. Wiedziałem, że ta decyzja dojrzewała we mnie bardzo długo i została już wielokrotnie analizowana na wszystkie możliwe sposoby. Oczywiście zawsze była odkładana w czasie i miałem bardzo dużo wymówek. Jednak to dziecięce pragnienie wyjazdu misyjnego i oddanie swojego czasu bezinteresownie drugiemu człowiekowi wróciło do mnie z wielokrotną siłą i wygrało.

Zamiast jak co roku przeglądać nowy wpis oraz zdjęcia, kto w danym roku zdecydował się na formacje, to sam pojechałem sprawdzić, jak ten Salezjański Ośrodek Misyjny wygląda w rzeczywistości oraz czy przejdę pozytywne wszystkie wymagania związane z wyjazdem. Oczywiście większość przestrzeni Ośrodka była mi znana, bo widziałem je już „gdzieś” w internecie, ale dopiero teraz mogłem poznać ich lokalizację. W moim przypadku aklimatyzacja była o tyle łatwiejsza, bo znałem już dobrze jedną osobę wcześniej, a jest nim ks. Bosko oraz jego charyzmat salezjański, za którym już po kilku latach trochę zatęskniłem.

Poznanie nowych osób z każdej części Polski oraz pierwsze obowiązki i wspólna współpraca sprawiły, że bardzo szybko udało się nam nawiązać dobry kontakt z osobami, które również rozpoczęły swoją formację misyjną, jak również obecnymi na spotkaniach byłymi wolontariuszami. Integracja salezjańska, dużo wspólnych rozmów, treści misyjne oraz nasz wzrost duchowy podczas Eucharystii i adoracji sprawił, że czuliśmy się bardzo dobrze w swoim towarzystwie. Z każdym miesiącem spotkania z misjonarzami oraz warsztaty upewniały mnie, że to jest najlepszy czas na mój wyjazd i mimo pojawiających się przez ten rok wspaniałych okazji i wymówek trwałem w swojej decyzji. Najlepszym prezentem w dniu moich urodzin była informacja, że dostałem zgodę od psychologa na mój wyjazd na rok oraz wszystkie inne atrakcje zaplanowane na ten zjazd, a szczególnie pokaz fireshow wykonany przez chłopaków z Salezjańskiego Ośrodka Wychowawczego w Różanymstoku. W kolejnych miesiącach informacja z kim i gdzie jedziemy, sprawiała, że moje marzenie właśnie się bardzo urzeczywistnia.

– Otrzymacie krzyże misyjne i zostaniecie posłani podczas spotkania na Polach Lednickich 4 czerwca 2022 roku – taką informację na messengerze otrzymałem w połowie maja.  Zaskoczenie, które mi towarzyszyło po przeczytaniu tej wiadomości było duże, kto by spodziewał się, bo przecież mamy czasy pandemiczne. Aktualnie można powiedzieć:  Wykonało się! Dokładnie cztery miesiące temu maszerowałem w kierunku Bramy Ryby razem z kilkoma wolontariuszami podczas Procesji Orłów, tańcząc i wymachując flagami, mając wielką radość w sercu oraz uśmiech na twarzy. Wspomnienie posłania i otrzymania krzyża przed tak liczną grupą młodych ludzi, mimo deszczu i niewymarzonych warunków, jest bardzo żywe – to piękny znak dla młodych misjonarzy, bo „letko to to na misjach nie będzie”. Następnie piękny czas w gronie wszystkich już wolontariuszy podczas posłania w Sanktuarium Najświętszego Serca Jezusowego na Kawęczyńskiej, którzy wspólnie przez rok wzrastali oraz przygotowywali się do tej misyjnej drogi. Ten czas był dopełnieniem naszych trwających wtedy rekolekcji oraz rocznej formacji, które przygotowywały nas i pomagały w podjęciu decyzji: Jechać czy nie jechać na misje? Dlaczego chce jechać?

Pamiętam, jak w każdą formacyjną sobotę podczas adoracji  miałem wiele pytań, co do mojego wyjazdu oraz przeżywałem w Jego obecności moje aktualne sprawy i decyzje. Pamiętam myśli, które mi towarzyszyły, że na tej mojej życiowej kanapie to już zaczynam mieć się dobrze i jest w miarę bezpiecznie, bo nie ma, co już zmieniać trzeba, tylko planować i realizować obrany kurs oraz cel w tym wieku. Jednak pamiętam, jak uświadomiłem sobie i głęboko wierzę, że to nie jest tylko moje pragnienie, ale On obecny w monstrancji ma lepszy plan na najbliższy rok dla mnie, może po ludzku to bardzo nierozsądne, ale warto zaryzykować i spełnić to dziecięce marzenie.

Obecnie pakując się i czekając na mój wylot do Zambii mam tak samo dużo myśli i pytań, jak rok temu, ale już wiem, że On ma to już zaplanowane i spoko, dobrze będzie. Wierzę, że prawdziwa formacja misyjna dopiero się zaczęła.

Proszę oczywiście o modlitwę za mnie i Agatę, wszystkich wolontariuszy, misjonarzy i misjonarki, a szczególnie za te osoby, do których zostaliśmy posłani.

Radosław Kozakiewicz