Przeczytajcie refleksje Julia, która pracuje na misji na Madagaskarze.

Czas leci szybciej niż się tego spodziewałam – wiem, każdy to mówi na misjach, ale to jest po prostu prawda. Tak naprawdę mogłabym przekopiować słowa innych wolontariuszy w prawie każdym aspekcie. Gdy słuchamy opowieści o misjach myślimy, że rozumiemy, wiemy o czym mowa, ale dopiero jak tu jesteś, jesteś w stanie zrozumieć te emocje, tę miłość do każdego dziecka, radość z ich uśmiechu, ciągłe wzruszenia, współczucie i ze zbliżającą się datą powrotu do Polski – tęsknotę…

Nie chodzi o tęsknotę za Polską, tęsknotę za każdą poznaną tutaj osobą, za relacjami, za samym miejscem i za działaniem Boga w każdej małej rzeczy.

Jestem wdzięczna, że we wspólnocie na naszej placówce jest bardzo dużo czasu poświęconego na wspólną modlitwę. 5:30 rozmyślanie, 6:00 jutrznia, 6:15 msza, 12:15 rozważania duchowe, 18:15 nieszpory i różaniec. A po każdej z modlitw wspólny posiłek.

Jeśli chodzi o nasz typowy dzień, to aktualnie w ciągu tygodnia z rana uczymy chłopaków z domu Magone angielskiego, po zajęciach mają zaplanowane różne aktywności, które pomagamy przygotowywać księdzu Tomkowi. Po południu uczymy angielskiego osób, które mają ochotę i chcą się uczyć. Prowadzimy też zajęcia z gitary, uczymy robić bransoletki z muliny – tak naprawdę staramy się wprowadzić w życie to na co tylko wpadniemy, bo chęci młodzieży do nauki nie brakuje.

Często chodzimy do Magone spędzić trochę czasu z chłopakami – których swoją drogą uwielbiam i chyba najbardziej będę za nimi tęsknić…

A gdy nie jesteśmy w Magone, ani nie prowadzimy zajęć, idziemy do oratorium – czasami spędzam czas ze starszymi grając w kosza czy siatę albo po prostu z nimi rozmawiam, a czasami chodzimy do dzieci, gramy w onse-madonse, łapki, kciuki czy inne zabawy, które akurat przyjdą nam do głowy. Zazwyczaj wystarczy z nimi po prostu być, dać się przytulić i tak siedzieć, mając je w objęciach – dać trochę miłości, której widać, że im brakuje.

Bardzo nie chcę wracać do Polski i mimo, że minęły tylko dwa miesiące nie wyobrażam sobie powrotu do „normalności”, moja normalność jest już tutaj. Chciałabym zostać dłużej…

Staram się ufać Bogu w Jego plany i wiem, że jeśli pomógł mi odnaleźć się tutaj na Madagaskarze, to pomoże też odnaleźć się z powrotem w Polsce.

 

Julia Potulska,
pracuje we Fianarantsoa na Madagaskarze