Życie w bengalskiej wiosce to codzienna praca na polu, rozpalanie ognia pod paleniskiem, doglądanie zwierząt. Dzieci robią zabawki z niczego lub bawią się z przydomowymi zwierzętami. Czasami uda się zorganizować małą szkołę.
Jednym z największych problemów jest brak czystej wody pitnej. Prowizorycznie wykonany zbiornik przy blaszanym domu to często jedyne źródło wody dla całej rodziny. Filtrowanie jej przez piasek daje wrażenie, a może namiastkę poczucia bezpieczeństwa, że nie jest ona tak szkodliwa dla zdrowia. Przy domach są również małe, prowizoryczne zbiorniki wodne, raczej wyglądające jak bajorka. Ludzie w nich myją się, poją i myją krowy, czasami ta sama woda wykorzystywana jest do np. do zaparzania herbat lub gotowania. Bengalczycy uczą się wykorzystywać wszystko, co można. Zbierają nawet odchody zwierząt, suszą je, a później wykorzystują to jako rozpałkę i opał. Te odchody suszą na ścianach domów, drzew lub na patykach. Posiłki gotują na paleniskach w domach lub na podwórku. Zwierzęta, głównie krowy i kozy trzymają w domach. Przeznaczone jest dla nich jedno pomieszczenie, bo jeśli byłby to osobny budynek lub zagroda złodzieje ukradliby je. W Bengalskich wioskach dzieci konstruują zabawki z niczego lub z czułością opiekują się i bawią z przydomowymi zwierzętami, które należą do ich rodzin. Ich dzieciństwo kończy się bardzo wcześnie. Od najmłodszych lat są angażowane do pomocy w domu i na polach. Ksiądz Paweł Kociołek stara się zakładać w wioskach należących do misyjnej parafii małe szkoły. Zbiera fundusze na wypłatę dla nauczycieli. Poszukuje pomieszczenia, gdzie mogłyby odbywać się lekcje, gdy we wsi nie ma szkoły. Czasami odbywają się one na dworze, a czasami w prywatnych domach. Dzięki temu dzieci mogliby otrzymać namiastkę edukacji lub brać udział w zajęciach, dzięki którym nadrobią zaległości. Edukacja to jedyna szansa dla nich na lepszą przyszłość.
W wioskach pracuje się ciężko. Upał. Wilgotność powietrza. Duchota. To nie ułatwia pracy, a większość prac odbywa się ręcznie. Również prace budowalne, wykonuje się ręcznie. Bez użycia żadnych maszyn, nawet dźwigu. Wiadra, cegły czy blachy przenosi się na głowie lub plecach. Rusztowania wykonane są z bambusa. Podobnie z budowaniem dróg. Pracownicy na głowie noszą w miskach i wiadrach asfalt, wylewają go na podłoże, które wcześniej oczyszczają drucianymi szczotami.
W bengalskich wioskach większość ludzi pracuje przy uprawie ryżu. Zbieranie, suszenie, przerzucanie ryżu to ciężka fizyczna praca. Mało którą rodzinę stać na kupno jakiejkolwiek maszyny, która usprawniłaby pracę. Czasami jedynie właścicieli dużych obszarów uprawnych stać na kupienie sprzętu rolniczego. W sklepie nie przypuszczamy nawet, ile pracy ludzie musieli włożyć w uprawę ryżu, żebyśmy my mogli go kupić.
Ryż lubi ciepło i wilgotność, gleba musi być gliniasta, dobrze trzymać wodę. Ludzie tworzą małe poletka, na których sadzą ryż. Rośnie on około 2-3 miesięcy. Trzeba w tym czasie dbać o odpowiednią wilgotność gleby, wyrywać chwasty. Jednak najtrudniejsza praca zaczyna się od momentu zbiorów. Całe wioski przychodzą ręcznie zbierać ryż. Potem trzeba go wysuszyć, przebrać i przygotować do sprzedaży. Wszystko wykonuje się ręcznie. Oprócz ryżu ludzie zbierają i suszą słomę. Każda powierzchnia drogi i ścieżki jest wykorzystywana, ale nie zostaje ona wyłączona z ruchu.
Ludzie są zmęczeni. Ich ciała są przepracowane. Jednak nie tracą oni nadziei. Mimo trudnej codzienności nie utracili życzliwości, radości i potrafią dzielić się tym, co posiadają. Przyjmując gości, częstują go najlepszym napojem i jedzeniem. Poza Dhaką, stolicą Bangladeszu, nie spotkasz turystów, ludzi biznesu, osób spoza tego kraju. Mało kto odważy się na taką podróż. Jeśli już trafisz do bengalskich wiosek, przywita Cię radosny uśmiech i życzliwe zaproszenie na odpoczynek.