Mała przychodnia to jedna z działalności sióstr salezjanek w Dilla. To tutaj przychodzą ludzie pogryzieni przez bezpańskie psy, bo w Etiopii jest to bardzo poważny problem.

Bez szczepień osoby ugryzione mogą zachorować na wściekliznę, a wtedy już nie ma lekarstwa, tylko powolne, czasami bardzo bolesne dla chorego i jego rodziny umieranie. Szczepienia trzeba podać szybko. Przychodnia prowadzona przez siostry to jedno z nielicznych miejsc w promieniu 100 kilometrów, gdzie można uzyskać pomoc. Jeśli ktoś nie ma pieniędzy to siostry nie odmówią pomocy, choć one za wszystko muszą zapłacić, a nie mają dofinansowania od państwa.

Dwa tygodniu temu mężczyzna przywiózł na motorze do sióstr Tesfaye i dwójkę jego dzieci: Czernet i Abite. Za samą podróż musieli zapłacić 400 birów, bo jechali z bardzo daleka. Potrzebne były przez 14 dni szczepienia przeciwko wściekliźnie. Musieli oni się też gdzieś zatrzymać i za coś jeść. Siostry za podanie wszystkich dawek szczepionki biorą 300 birów. Mimo tego, że mężczyzna nie miał pieniędzy, nie odmówiono mu pomocy. Zapewniono jeszcze nocleg. W jednym z pomieszczeń kliniki wstawione jest łóżko, więc mężczyzna mógł się tam zatrzymać razem z dziećmi.

– Wieczorem poszła do nich siostra, zobaczyć, czy wszystko jest w porządku. Zobaczyła, że mężczyzna kupił jedną kolbę kukurydzy, pieczoną na ogniu i to ma być kolacja na trzy osoby. Dzielił między siebie a dzieci. Postanowiłyśmy, że damy mu też jedzenie: śniadanie, obiad i kolację. W zamian poprosiłyśmy o pomoc w ogrodzie, więc bardzo się z tego ucieszył. Oni nie mieli też ubrań na zmianę, tylko to w czym przyjechali. Dałyśmy im ubrania i mydło. Dzieci są zadowolone. Przychodzą teraz do nas, na huśtawki i zjeżdżalnie, bo nie ma innych dzieci i mogą się bawić na terenie naszego oratorium – opowiada s. Helena.

W zeszłym tygodniu przyszła do sióstr rodzina. Małżeństwo z dwójką dzieci, które zostały ugryzione przez psy. Nie miały gdzie spać, więc mama z dziećmi została u sióstr, a tata miał wrócić do domu.

– W takiej sytuacji czynimy to, co możliwe jest, żeby pomóc tym ludziom. Przyjechali z bardzo daleka do nas i proszą o zastrzyki, bo w okolicy nie ma innych miejsce. My, żeby kupić szczepionkę musimy jechać 800 km do Addis Abeba, stolicy kraju. Ostatnio stał się cud i sprzedali nam 20 butelek, poprzednio tylko 9, więc za kilka dni znów trzeba było jechać – wyjaśnia trudną sytuację s. Helena.

Mężczyzna praktycznie wszystko, co miał wydał na podróż, a musiał jeszcze wrócić i utrzymać dwóch synów, którzy zostali w domu.

– Muszą z czegoś żyć. Nie wzięłyśmy opłaty za zastrzyki. Staramy się wspierać tych, którzy potrzebują naszej pomocy – kończy s. Helena.

W tym roku organizowaliśmy akcję FAFA DLA DILLA. Dzięki Waszej pomocy przekazaliśmy 90 754 zł na wsparcie niedożywionych dzieci, matek chorych na AIDS, samotnych i opuszczonych osób starszych. Dzięki tej zbiórce siostry mogą pomagać potrzebującym. Salezjanki mogły zwiększyć też liczbę rodzin, które otrzymują fafę. Poprzednio na liście zapisanych było 50 rodzin, teraz jest 100.

 

opr. M.T.

Więcej o sytuacji w krajach misyjnych i udzielanej pomocy w ramach kampanii COVID19 – POMOC znajdziesz tutaj: misjesalezjanie.pl/covid19-pomoc/