Dziękuję Ci Boże za to, co mam. Za każdy uśmiech, za każdą nową twarz w oratorium, za kolejny uścisk dłoni, za nowo nauczone słowo w cziczewa i za to, że mogę tutaj być.

Kolejny miesiąc mija… I choć chciałoby się powiedzieć, że jestem tutaj już tak długo, to wciąż nie pamiętam imion, wciąż spotykam  nowych ludzi i nowe roześmiane buźki dzieci.

Przyszedł długo wyczekiwany przeze mnie moment powrotu do szkół. Nasza placówka wypełniła się dziećmi i studentami. Za moim oknem wciąż słyszę gwar. Z czego ogromnie się cieszę, bo przecież to my – młodzi jesteśmy przyszłością, niezależnie gdzie żyjemy. Są tutaj dwie szkoły podstawowe i szkoła techniczna. Ale to nie są takie szkoły, jakie znamy z Polski. Niestety! Moja dusza przyszłego pedagoga bardzo się zasmuciła, gdy zobaczyłam, jak wygląda tutaj edukacja. Nie chodzi mi o poziom. Na studiach uczyli mnie o metodach dydaktycznych, o stosowaniu gier, kolorowych planszy. A tutaj? A tutaj widzę szare ściany, brak ławek, około 100 dzieci w klasie. Często siedzą na podłodze. Nie mamy wystarczającej ilości klas, więc część dzieci uczy się w namiocie albo pod drzewkiem.

Nasze dzieci są bystre! I to bardzo. Wiedzą, że nasze okno w pokoju wychodzi prosto na ich szkołę. Kiedy mają przerwę, zaczyna się wołanie „Martyna! Klaudia!” i tak w kółko. Moje serce się raduje, bo wiem, że chociaż to tak niewiele, to mogę im dać moją obecność.

„Wystarczy, abyście byli młodzi, abym was kochał”, powtarzał św. Jan Bosko.

Martyna Zaremba
Lilongwe, Malawi