Od rana było czuć w powietrzu, że coś się zmieniło. Wstaliśmy o 6.00, a nie jak w tygodniu o 5.00. Chłopcy na Eucharystii nie byli ubrani w mundurki szkolne, a wszyscy dokoła byli jacyś bardziej wyluzowani. Nikt się nie śpieszył. Dziś na wszystko był czas. Po śniadaniu chłopcy rozpoczęli sprzątanie domu, poza umyciem podłóg, co wykonują codziennie: myli okna, stoliki i krzesełka. Z okna pokoju ks. Josefa rozbrzmiewała muzyka, a chłopcy radośnie tańczyli przy szorowaniu podłóg czy okien. Po obiedzie był czas na wypranie ubrań i oczywiście zszywanie rozdarć. Jednak nie wszyscy chłopcy widzieli potrzebę wyprania swoich ubrań. Są tacy, którzy nie chcą zmieniać ubrań, mogą nosić tę samą koszulkę cały tydzień i nie widzą zabrudzeń. Musimy im zwracać uwagę, by się przebrali. Chłopcy ręcznie piorą wszystkie swoje rzeczy, to jedna z umiejętności jaką nabywają w swojej drodze do samodzielności. Efekty ich prania są różne, co zauważyłyśmy, kiedy przynieśli ubrania do zszywania.

Po przedpołudniowym praniu ubrania suszyły się wszędzie: na sznurkach, gałęziach drzew lub trawie. Do późnych godzin wieczornych chłopcy prasowali swoje ubrania i składali w równą kostkę.

Z Olą zdecydowałyśmy nie wyłamywać się z planu dnia i również posprzątałyśmy nasz pokój i wyprałyśmy ubrania. Słońce i wiatr zambijski sprawiają, że wszystko bardzo szybko schnie. Niestety wszystko suszone na zewnątrz wymaga wyprasowania z uwagi na owady, które mogą złożyć jaja w schnącym na słońcu praniu. A my zabrałyśmy większość ubrań niewymagających prasowania.

Monika Łączyńska
Makululu, Zambia