Pora deszczowa w pełni. Przewodniki podają, że w Zambii trwa od końca października do końca kwietnia. Jak będzie w tym roku, sprawdzę sama.

Jest różnorodna. Ranki i wieczory bywają chłodne, to moje ulubione pory dnia, środek jest upalny i duszny. Plan dnia układa nam wiatr. Na błękitne niebo przywiewa ciemnoszare chmury ze ścianą deszczu. Czasami dzieje się to naprawdę bardzo szybko. Słychać z oddali szum spadającej z nieba wody, jakby ktoś wylewał wiadrami wodę sponad chmur. Prawdziwe wodospady na horyzoncie. Jasną część nieba zabiera ta ciemna. Nie są to zwykłe opady, ale ulewy, strugi deszczu, rzeki wody, oberwania chmur. Mój słownik się wyczerpuje na opisanie tego zjawiska. Jest niezwykłe i majestatyczne, prawdziwe widowisko. Robi się ciemno, wietrznie, wręcz złowrogo. Słychać potężny, trudny do opisania szelest milionów kropli. Jakby się ścigały, która pierwsza dotrze do ziemi.

Życie toczy się tak jakby pomiędzy. Gdy nie pada, chłopcy pracują, piorą lub suszą ubrania. Ludzie wychodzą z domów, jadą do miasta, dzieci biegają po uliczkach Makululu, kobiety wieszają na sznurkach mokre pranie. Deszcz wzbudza niespotykaną radość, która udziela się także mnie. Uwielbiam patrzeć na ten spektakl na niebie. Tutaj woda to błogosławieństwo, gdy pada to nie tylko zalewa ulice, ale przede wszystkim na przydomowych poletkach szybko rośnie kukurydza i soja. Chłopcy z radości tańczą, nie przerywają nawet gry w nogę. Bywa, że biorą przy okazji prysznic czy pływają w powstałych ogromnych kałużach.

Gdy przychodzi burza, zdarza się, że nie ma elektryczności. Wieczór bez prądu to ciemność, zapalona świeca i przede wszystkim cisza. Nie słychać chłopców. Nie dobiegają też hałasy i odgłosy muzyki z okolicznych barów, licznie rozsianych po Makululu. W takich momentach widzę, jak bardzo mi tej ciszy brakuje. Jak może być dobrze, gdy nie słychać nic poza własnymi myślami i odgłosami przyrody. Nigdy wcześniej nie słyszałam tak głośnych świerszczy, żab i szelestu niezliczonych ilości przylatujących do światła stworzeń. Mrówki, ćmy, małe czarne robaki, których nazw nie sposób spamiętać.

W porze mokrej dużo częściej zdarzają się braki w dostawie prądu, a co się z tym wiąże brak wody. Czerpiemy ją wtedy ze znajdującej się na terenie placówki ręcznej studni. Jednego wieczoru, pod osłoną nocy, z latarką w jednej ręce i wiadrem w drugiej wędrowałam z chłopcami do studni. Jedna osoba pompowała wodę, inna podkładała kolejne wiadra, a pozostali chłopcy wybijając rytm na dwóch dużych beczkach, śpiewali. Bezcenna chwila i niezwykła atmosfera. W ciemności rozchodził się tylko ich donośny głos i plusk wody. Zmieniali się przy pompie. Niektórzy tańczyli.

Przy tej samej studni dzisiaj spotkałam kilkoro dzieci. Na taczce przywiozły wiaderka do napełnienia. Czerpią wodę na terenie naszej placówki i zawożą do domu. W Makululu znajduje się kilka punktów czerpania wody, lecz jest ona płatna.

Zazieleniło się wokoło. Przyroda ożywa.

Słychać nawet śpiew ptaków, prawie jak w Polsce…

 

Ola Kluszczyńska
Makululu, Zambia