STACJA I – PAN JEZUS NA ŚMIERĆ SKAZANY

„Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ten kielich ode Mnie. Ale nie moja wola, lecz Twoja niech się dzieje”

Gdzie szukać początku tej historii? Czy nie w Nazarecie, rodzinnym, ziemskim domu Jezusa? Wychowywany był On w skromnym domu cieśli. Uczony posłuszeństwa rodzicom, którzy rozumieli, co znaczy wsłuchiwać się w głos Boga i na niego odpowiadać.

Posłuszeństwo.

Nie lubimy tego słowa. Dziś dążymy do wolności i niezależności. Wpatrzeni w siebie, w osobisty rozwój i indywidualizm nie chcemy być od kogokolwiek zależni. Kogo słuchamy? I czy w ogóle? Czy jest to osoba, może ktoś z rodziny lub przyjaciel, czy to filozofia życia, światopogląd, zbiór złotych myśli, a może głos sumienia. Żyjemy w czasach szeroko rozumianego poradnictwa. Stajemy się specjalistami w dziedzinach „jak żyć długo i szczęśliwie?”, „jak żyć fit?”, „jak skutecznie się modlić?”, „jak znaleźć pracę marzeń?”, „jak dobrze wychować dzieci?”, „Jak budować relacje z teściami?” i wiele innych.  Jesteśmy bardzo zagubieni, zbyt wiele dróg i zbyt wielu doradców.

Skąd Maryja i Józef wiedzieli jak wychować Jezusa, by jako dorosły człowiek umiał w posłuszeństwie przyjąć i wypełnić wolę Bożą? Byli skromnymi, prostymi ludźmi, przestrzegali prawa. Kochali syna swoją małą ludzką miłością i wychowali go na dobrego człowieka. Jezus był Bogiem, ale był również prawdziwie człowiekiem. Niemowlęciem, dzieckiem, a potem młodym mężczyzną. Czy modląc się w Ogrójcu i przyjmując na siebie haniebną karę śmierci, zadawał sobie pytanie o to czy jest szczęśliwy, czy się w tym realizuje, czy tego chce, jak się z tym czuje, czy komfortowo, czy aby nie zagraża to jego dobremu samopoczuciu… On po prostu kochał. Kochał swojego Ojca w niebie i kochał człowieka, a ogromu i siły tej miłości nie opiszą żadne słowa. Kochając, wsłuchujemy się w osobę, którą kochamy i czynimy to, czego miłość wymaga.

Panie Jezu, prosimy Cię w tej stacji o serce zasłuchane w Twój głos i jemu posłuszne.

STACJA II – PAN JEZUS BIERZE KRZYŻ NA SWOJE RAMIONA

„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”

Tak, ciało było już ubiczowane, wydawać by się mogło, że samo to już powinno wystarczyć. Biczowanie miało przyspieszyć zgon skazańca. Decyzja podjęta, ale może już wystarczy. Jezus patrzy na krzyż i wie, że niedługo na nim skona. Patrzy jaki jest duży, jaki ciężki, może zastanawia się, czy da radę go udźwignąć. Jego plecy to żywa rana, już wiele wycierpiał podczas biczowania. Zmaltretowany, wyszydzony, wykpiony, samotny. Może, zanim go weźmie, zmieni zdanie i się wycofa?

Ileż ucieczek w naszym życiu od krzyża, od tego co trudne? Przestajemy się czuć dobrze i wygodnie. Życie uwiera jak źle skrojony strój. Bliscy ciążą coraz bardziej. Ojciec z matką przeszkadzają, bo czego to bym nie zrobił, gdyby tylko oni byli inni, gdybym miał inne dzieciństwo. To ich wina, odcinam się. Żona, cały czas czegoś ode mnie chce, nie wiem, o co jej chodzi, jej obecność męczy i uwiera. Mąż, nie powinnam narzekać, ale nie docenia, nie rozumie, nie ma dla mnie czasu, może lepiej, żeby go nie było, sama świetnie sobie radzę. Męczy i uwiera.  Kościół, czego od nas chce, skostniały i archaiczny, nie przystaje do naszych czasów, nie pasuje nam, męczy i uwiera. Nie jest nam w życiu dobrze i wygodnie, może nawet wstydzimy się naszych najbliższych, wstydzimy się przynależności do Kościoła. I bez tego nam ciężko, po co podejmować ten trud?

A Jezus bierze krzyż na swoje ramiona, znak hańby… Pomyślmy przy tej stacji o tych wszystkich krzyżach, które porzuciliśmy.

Panie Jezu, prosimy Cię o serce pełne odwagi do przyjmowania krzyża w naszym życiu wbrew własnemu komfortowi i wygodzie.

STACJA III – PIERWSZY UPADEK PANA JEZUSA

„A w zewnętrznej postaci uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci…”

Jednak upadł. Nie dał rady, a to dopiero początek drogi. Doświadcza słabości ludzkiego ciała. Jego Boskość zamknięta w zlepku mięśni, narządów, stawów i ścięgien ubranych w zakrwawioną skórę. Leży na ziemi pod krzyżem.

Czy akceptujemy to, że jesteśmy ograniczeni naszym ciałem? Doświadczamy jego słabości. To ono przyciąga nas ku ziemi, kiedy duch chciałby latać. Może nawet myślimy, jacy bylibyśmy święci, gdyby nie nasze słabe ciało z jego potrzebami, zachciankami i chorobami. Ileż problemów nam przysparza i ile czasu zajmuje nam myślenie o nim i dbanie o nie? A może właśnie w ciele zostaliśmy skrzywdzeni. Tak jak On, aż do krwi, ponad siły.

Dałeś nam Panie kruche naczynia. Czy nie po to by duch spokorniał, doświadczając ograniczoności ludzkiej natury?

Panie Jezu, prosimy Cię, pomóż nam zaakceptować naszą ludzką kruchość i słabość.

STACJA IV – PAN JEZUS SPOTYKA MATKĘ

„Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę”

Zawsze obecna. Matczyna miłość, która jest przy dziecku niezależnie od okoliczności. Nie potrzebuje wyjaśnień ani tłumaczeń. Nie potrzebuje wszystkiego rozumieć. Jest w stanie kochać bluźniercę skazanego na haniebną karę śmierci. Wyszydzonego i odrzuconego. Jezus wiedział, że nie musi Jej niczego tłumaczyć, Ona będzie z Nim na tej drodze. Po prostu przy Nim będzie. Zwykła obecność. Jak bardzo tęsknimy za obecnością w naszym życiu osób, które nas kochają i zawsze przy nas będą bez względu na wszystko. Jednocześnie jakże bardzo tego nie doceniamy. Stawiamy sobie nawzajem coraz większe wymagania. Cicha obecność przestaje wystarczać. Miłość przestaje wystarczać.

Panie Jezu, prosimy Cię i dziękujemy Ci za osoby, które są przy nas, nawet gdy nie jest łatwo nas kochać.

STACJA V – SZYMON CYRENEJCZYK POMAGA NIEŚĆ KRZYŻ JEZUSOWI

„I niejakiego Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, który idąc z pola tamtędy przechodził, przymusili żeby niósł Jego krzyż”

Szymon z Cyreny tylko „tamtędy przechodził”, nic więcej. Nie wiemy, czy znał Jezusa, czy słyszał o Nim, czy ktoś mu o Nim opowiadał. Jezus był jednym ze skazańców, który pewnie zasłużył na taką śmierć. Szymon chciał tylko szybko przecisnąć się przez tłum i wrócić po pracy do domu. Musieli go przymusić. Co działo się w Jego sercu? Czy była to złość, że ktoś zmienia mu plany? Czy wstyd, że musi kroczyć koło złoczyńcy? Czy w końcu bunt, bo przecież to nie jego krzyż. Jezus potrzebował jego pomocy, nawet jeśli Szymon został do niej przymuszony. Może i nas życie przymusza wielokrotnie do bycia przy ludziach, przy których, nie chcemy być, których się wstydzimy. Wolelibyśmy wyjechać gdzieś daleko, może nawet poświęcić się pomocy nieznanym, ale przyjmować tych, których życie samo stawia naszej drodze? Do tego przymusić się, przygiąć kark, by wejść pod krzyż tego, który jest nam obojętny lub którym nawet pogardzamy. Nie chcemy dźwigać naszych krzyży, a co dopiero czyichś i to jeszcze takich, których nie wybieramy sobie sami. Czasem nie trzeba szukać, wystarczy otworzyć oczy i serce, by zobaczyć, kogo Bóg stawia na naszej drodze i pyta: „Czy chcesz z Nim przejść kawałek drogi? Parę godzin, dni a może nawet lat. Nie dla siebie, ale dla Niego. Ty Go sobie sam nie wybierasz, tak żebyś mógł się potem pochwalić, czy przypisać sobie zasługi. Ja wybieram Go dla Ciebie”.

Jezus potrzebował Szymona, nawet swojego krzyża nie był w stanie sam donieść na Golgotę. Potrzebował drugiego człowieka.

Panie Jezu, wiele razy się buntujemy. Nasza pycha ani nie pozwala nam przyjąć pomocy i uznać swojej bezsilności, ani nie pomaga nam przyjąć to, co nie po naszej myśli. Prosimy Cię, pomóż nam uznać, że nie jesteśmy samowystarczalni, potrzebujemy siebie nawzajem.

STACJA VI – WERONIKA OCIERA TWARZ PANA JEZUSA

„I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.”

Bywa, że czyny miłości wydają nam się głupie, nierozsądne, nieracjonalne, pozbawione głębszego sensu. Rozum kpi ze spontaniczności serca, czasem jednak wobec ogromu cierpienia to właśnie drobne gesty znaczą najwięcej. Pozwalają oderwać wzrok od ziemi i skierować w stronę Nieba.

Czymże był ten gest Weroniki jak nie takim właśnie przejawem prostoty i dobroci serca. Wydawać by się mogło, że nikt już nie mógł Jezusowi pomóc. Został skazany na śmierć, wziął krzyż, już kroczył na Golgotę, gdzie miał zostać ukrzyżowany. Sprawa przesądzona, nie ma skąd szukać pomocy. To wszystko prawda, a jednak… serce współczujące zawsze znajdzie sposób, nie zważa na koszty, podejmuje ryzyko. W spotkaniu z cierpieniem stajemy się bezradni, lecz nie uciekajmy od tego, bo właśnie wtedy Jezus ukazuje nam swoje oblicze.

Panie Jezu, prosimy Cię, by nasze czyny nie były wyrachowanym humanitaryzmem, ale wpływały z prostoty i szczerości serca.

STACJA VII – PAN JEZUS UPADA POD KRZYŻEM PO RAZ DRUGI

„Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie”

To dopiero połowa drogi, a znowu upadł. Czy tym razem się podniesie? Czy podejmie wysiłek? Patrzy przed siebie i nie wie ile jeszcze upadków. Czy w ogóle warto powstawać?

Wiele razy widząc, co jeszcze przed nami rezygnujemy, nie podejmując nawet próby. Patrząc na to, co za nami, tracimy nadzieję. Od przeszłości nie uciekniemy, a przyszłości nie dogonimy. Żyjemy w określonym czasie. Nie zatrzymujmy się przy naszych upadkach, przy bolesnych doświadczeniach. Trzeba prosić Boga o miłosierdzie i z wiarą iść dalej. Prawdą jest to, że nasze życie ma określony cel. Powrót do domu Ojca. On jest naszym początkiem i końcem. Na tym powinna być skupiona nasza uwaga. Jesteśmy tylko ludźmi z naturą skłonną do zła i do grzechu. Im szybciej zejdziemy z piedestału samouwielbienia, tym łatwiej będzie nam powstawać po grzechu.

Panie Jezu, prosimy Cię, byśmy odkryli cel naszego życia.

STACJA VIII – PAN JEZUS POCIESZA PŁACZĄCE NIEWIASTY

„Nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi”

Jakże dziwi fakt, że Jezus przy całym swym krańcowym zmęczeniu i przygnieciony ciężarem krzyża, zauważa niewiasty. Nie tylko słyszał ich lament, ale dostrzegł je i przemówił do nich. Jego własne cierpienie nie przesłania mu z oczu ludzi wokół Niego. Nie jest skupiony tylko na tym, co sam przeżywa, ale zauważa biedę rytualnych płaczek. Zależy mu na nich, napomina je i chce je poprowadzić głębiej. Pokazuje, że tak naprawdę On nie potrzebuje litości, ale sam lituje się nad tymi, którzy błądzą.

Bieda duchowa. Czy nie tego doświadczamy? Czy nie jest to choroba naszego bogatego, cywilizowanego świata? Są na ziemi jeszcze miejsca, gdzie ludzie cierpią głód fizyczny, ale o ileż więcej takich miejsc, gdzie cierpią z powodu ubóstwa i głodu duchowego. Żyjący bez celu i nadziei. Bardzo samotni i głęboko nieszczęśliwi. Wielu z nich jeszcze tego nie widzi, szuka „złotego środka” gdzieś daleko. Nie dopuszcza do swojej świadomości faktu, że żyje w ułudzie i zakłamaniu.

Panie Jezu, prosimy Cię, byśmy umieli zapłakać nad biedą naszej duszy.

STACJA IX – TRZECI UPADEK PANA JEZUSA

„Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Jezus mu odrzekł: Nie mówię Ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.”

Wiemy, że jest to ostatni upadek Jezusa, o którym wspominają Ewangelie, ale gdyby upadł jeszcze po raz czwarty, piąty i kolejne, powstałby. Ile razy my byśmy nie upadli, On podniósłby nas z ziemi, bo sam przeszedł tę drogę. Nie upadał pod ciężarem swoich grzechów, ale naszych. On już je poniósł. Dlaczego więc my odmawiamy sobie przebaczenia, skoro On za nie już tyle wycierpiał. Kimże jesteśmy, że stawiamy się w roli tych, którzy mogą przebaczenie zachować lub ofiarować? Wymierzamy sprawiedliwość nie tylko względem innych osób, ale także wobec siebie samych. Kto nam dał takie prawo, czy to my wysłużyliśmy tę łaskę? Jakże często Jezus musi nas bronić przed nami samymi.

Panie Jezu, prosimy Cię, byśmy potrafili przebaczyć sobie to, co najbardziej bolesne, a co jeszcze nieprzebaczone. Naucz nas samym sobie okazywać miłość i szacunek.

STACJA X – PAN JEZUS Z SZAT OBNAŻONY

„Oto mój Sługa, którego podtrzymuję, Wybrany mój, w którym mam upodobanie”

Stoi przed Nami Bóg i Człowiek. Nagi, zakrwawiony. Na początku swojej misji Jezus słyszy od Ojca, że jest Jego Synem umiłowanym. Czy nie zaczynamy w to wątpić? Czy tak faktycznie wygląda Boży Syn? Widzimy zwykłe ludzkie ciało i do tego jeszcze tak odrażająco skatowane, że odwracamy wzrok. Nie da się na to patrzeć. Żołnierze zabrali nawet Jego szatę. Bóg obnażony. Jezus kilkukrotnie w Ewangeliach mówi o tym, że objawia nam Ojca. Jakiego widzimy tym razem? Czy to szaleniec obojętny na cierpienia Syna, czy raczej miłośnik człowieczeństwa? Zapominamy o tym, że On też cierpi. Jest obecny we wszystkich obnażonych i upokorzonych. Tam możemy go zobaczyć. Patrząc na człowieka zobaczyć Boga.

Panie Jezu, prosimy Cię, przy tej stacji o otwarty umysł, byśmy porzucając ocenę powierzchowności, potrafili w drugim człowieku zobaczyć umiłowane dziecko Ojca.

STACJA XI – PAN JEZUS PRZYBITY DO KRZYŻA

„Przebodli moje ręce i nogi, policzyć mogę wszystkie moje kości”

Dotarł do celu, już na zawsze pozostanie złączony z krzyżem. Po zmartwychwstaniu uczniowie będą oglądać ślady po gwoździach i przebity bok. Jego ramiona już na zawsze pozostaną rozpostarte nad ziemią, gotowe przyjąć każdego, kto zechce się w nich schować. Każdy kto patrzy na Boga chrześcijan, widzi szeroko otwarte ramiona, pragnące przyciągnąć do siebie całą ludzkość. Miłość i krzyż. Teraz łatwiej zrozumieć, dlaczego miłość w życiu tyle nas kosztuje. Św. Matka Teresa z Kalkuty kiedyś powiedziała, że Boga można kochać tylko na własny koszt. Jakby o prawdziwości miłości miało świadczyć, na ile ukrzyżowaliśmy siebie, dla tego kogo kochamy. Chrześcijaństwo jest piękną religią i wbrew temu, co wielu mu zarzuca, nie jest trudne i skomplikowane.  Wprost przeciwnie, w swojej istocie jest bardzo proste. Kochaj Boga i bliźniego. Tylko tyle. Trudność polega na tym, że ta miłość nie jest samotna, jest złączona z krzyżem.

Panie Jezu, prosimy Cię, przy tej stacji za tych wszystkich, którzy z lęku przed krzyżem odrzucili prawdziwą miłość.

STACJA XII – PAN JEZUS UMIERA NA KRZYŻU

„Ty mnie zaiste wydobyłeś z matczynego łona; Ty mnie uczyniłeś bezpiecznym u piersi mej matki. Tobie mnie poruczono przed urodzeniem, Ty jesteś moim Bogiem od łona mojej matki…”

Jezus powraca do Ojca. Umiera, wołając i modląc się do Niego. Jego serce rozdzierała tęsknota za kochającym Tatą, tak bardzo już chciał być z Nim. Doświadczał ogromnego osamotnienia. Tyle wycierpiał w ciele, pragnął  odpocznienia. Iluż z nas po cichu woła w sercu: „Boże, już mnie stąd zabierz do siebie”, „Już nie mam sił”. Są takie chwile, a może i całe dni czy tygodnie, kiedy jedyną naszą modlitwą jest pragnienie, żeby to się w końcu skończyło. Już nie mamy sił dźwigać naszego życia. Tęsknimy za wytchnieniem. Zawsze będziemy w tym sami, tak jak On był sam. Gdybyśmy nie doświadczyli samotności krzyża, być może nigdy nie zatęsknilibyśmy za Niebem.

Panie Jezu, dziękujemy Ci w tej stacji za wszystkie momenty naszego osamotnienia i tęsknoty za Ojcem.

STACJA XIII – PAN JEZUS ZDJĘTY Z KRZYŻA

„Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze”

Zimne, martwe ciało. Tyle pozostało. Przerażająca cisza i pustka. Tłum gapiów, kapłani, nauczyciele Pisma i starsi wrócili do swoich zajęć. Życie w Jerozolimie toczy się dalej. Przygotowania do Paschy. Na Golgocie pozostało kilka kobiet i strażnicy pilnujący ciał skazańców.  Spektakl się zakończył. Co dalej? Jezus zamilkł. Już nie wypowie żadnego słowa nauki, pouczenia, nie przywita się z uczniami, nie pozdrowi czule Matki. Od momentu wjazdu do Jerozolimy towarzyszy Jezusowi niezwykłe skupienie i milczenie. Przesłuchanie przed Wysoką Radą i u Poncjusza Piłata to tylko kilka słów, prawda objawiająca Jego tożsamość. Nic nie wyjaśnia, nie tłumaczy. Jakby chciał całą uwagę skupić na tym, co czyni, jakby mówił: „Patrzcie na mnie, na to Kim jestem. Przyglądajcie się temu, co czynię, zapamiętujcie, próbujcie odczytać. Prawdziwie jako człowiek umieram”. Jezus skupiony całkowicie na swojej misji. Ci którzy pełnią wolę Ojca, nie potrzebują o niej mówić, ani jej bronić słowami. Za Prawdą przemawiają czyny.

Panie Jezu, prosimy Cię, aby o w naszym życiu opowiadały czyny, nie słowa.

STACJA XIV – PAN JEZUS ZŁOŻONY DO GROBU

„Józef zabrał ciało, owinął je w czyste płótno i złożył w swoim nowym grobie, który kazał wykuć w skale”

Józef z Arymatei, członek Sanhedrynu i uczeń Jezusa. Człowiek pobożny i przyzwoity. Razem z Nikodemem namaścili ciało Jezusa i złożyli w grobie. Cisi bohaterowie końca tej historii. Teraz zaczyna się pełne napięcia oczekiwanie. Wiemy, co się wydarzy trzeciego dnia, nie potrafimy stać spokojnie przed grobem. Wpatrujemy się w głaz, niepokój w sercu rośnie. Niecierpliwość. Chcemy się radować obecnością Jezusa. Wierzymy mu, jest naszym Bogiem, ale czy zdobyłby naszą wiarę i zaufanie, gdyby umarł w inny sposób? Albo nie umarł w ogóle, tylko został wzięty żywy do Nieba? Czy nie jest tak, że potrzebujemy tej śmierci, bo inaczej Jezus nie byłby wiarygodny w naszych oczach? Nie uwierzylibyśmy Jego miłości. Ktoś prawdziwie umarł za nas prawie dwa tysiące lat temu, byśmy mogli żyć wiecznie. Wcielony Bóg.

Panie Jezu, prosimy Cię o łaskę wiary dla tych wszystkich, którzy wątpią w prawdziwość Twojego ziemskiego życia, męki oraz Zmartwychwstania.

Ola Kluszczyńska – wolontariuszka
Makululu, Zambia