Mam na imię Witek, mieszkam w okolicach Krosna. Na co dzień pracuję w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym na stanowisku nauczyciela, a weekendami dorabiam, jeżdżąc ciężarówkami.

Pomysł wolontariatu pojawił się trzy lata temu. Zacząłem drążyć temat, przeszukując internet i wykonując kilka telefonów. Niestety okazało się, że natrafiłem na „pośredników”, którzy w mojej ocenie, pod przykrywką wolontariatu zarabiali pieniądze. Na tamten moment nie miałem tak dużej kwoty, poza tym sama idea mi się nie spodobała.

Minęły dwa lata od tego czasu i podczas wyjazdu, jako opiekun na turnus rehabilitacyjny dla dzieci ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nagle pojawiło się światełko w tunelu. Chęć wyjazdu odżyła ze zdwojoną siłą. W trakcie Mszy Świętej dowiedziałem się, że salezjanie posyłają osoby świeckie na wolontariat. Zaraz po powrocie z dzieciakami do Ośrodka przeszukałem internet i wszedłem na stronę Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego.   Napisałem maila do ks. Tomasza Łukaszuka z Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco.

Przed wyjazdem na wolontariat trzeba przejść przez formację misyjną. Jest to roczny okres przygotowania i rozeznania powołania do pracy misyjnej. Spotkania odbywają się jeden weekend w miesiącu, od września do maja. Kluczowym momentem formacji są testy psychologiczne, które w znacznej mierze decydują czy kandydat jest gotowy do wyjazdu.

Po zakwalifikowaniu się i przejściu całej procedury rekrutacyjnej nadszedł czas przydzielania placówek misyjnych. Pierwotnie został przydzielony mi Kazachstan, a dokładnie miejscowość Kapszahaj, lecz ze względu na obostrzenia związane z Covid-19, wydawanie wiz do Kazachstanu zostało wstrzymane… Dalej wszystko bardzo szybko się potoczyło. Ks. Tomasz Łukaszuk zadzwonił z informacją: Witek, Afryka, masz około dwóch tygodni na przygotowanie.
Tym sposobem 10 grudnia 2020 roku wylądowałem w Zambii, dokładnie w Lusace, stolicy państwa.

Mija dopiero czwarty tydzień mojego pobytu. Docelowo mam pomagać w szkole dla dzieci niepełnosprawnych, ale obecnie jest okres wakacyjny i obecnie zajmuję się pracami fizycznymi w ogrodzie. A w wolnych chwilach popołudniami uczęszczam na treningi karate w oratorium.
Na co zwróciłem uwagę w pierwszym zetknięciu z afrykańskim lądem i tutejszą ludnością? Na ogromną biedę. Ludzie nie mają pieniędzy na podstawowe środki do życia – spożywcze i higieniczne – nie posiadają dostępu do bieżącej wody. Dla przeciętnej osoby żyjącej w Polsce warunki, w jakich żyją tubylcy, przechodzą najśmielsze oczekiwania, nawet dla osoby żyjącej ubogo w naszym kraju. A co jest bardzo ciekawe, ludzie tu mimo tych trudnych warunków, są weseli, empatyczni. Nigdy w Polsce nie spotkałem się z taką życzliwością od obcych. Niemal z każdym napotkanym człowiekiem można zamienić parę zdań. Wiele osób, które spotykam, pytają się mnie, jak się czuję i czy wszystko jest dobrze.

Co było dla mnie najtrudniejsze przez te cztery tygodnie?

Mam przed oczami dwa obrazy. Pierwszy to kiedy wykonywałem codzienne obowiązki w pewnym momencie podeszły do mnie dzieci. Od razu zwróciły uwagę na paczkę płatków owsianych, które leżały obok mnie… aż im się oczy zaświeciły… Bez momentu zawahania wręczyłem im owe płatki, a one w ogromnym szczęściu od razu padły na kolana i kłaniały się w podziękowaniu… zamurowało mnie, zgłupiałem, osłupiałem, pojawił się ścisk w sercu, a później zakręciła się łezka w oku… ech.

Druga trudna dla mnie sytuacja miała miejsce parę dni temu. Widząc grupkę małych dzieci kopiących piłkę, naszła mnie ochota, żeby się dołączyć. Podchodzę i ku mojemu zdziwieniu piłka nie była piłką, tylko zbitkiem reklamówek powiązanych sznurkiem. Ku mojemu zdziwieniu dla tych maluchów to nie było nic nadzwyczajnego, one robią coś z niczego, bawią się i mają z tego wiele radości.

Doceniajmy to, co mamy i zachowujmy człowieczeństwo, zwróćmy uwagę na bliźniego. Zostańcie z Panem Bogiem.

Witek Garbacki
Lusaka, Zambia