List z 12 marca

Kochani Przyjaciele, witam was ponownie!

Człowiek robi sobie plan dnia, organizuje zajęcia, a tu klapa, nie wychodzi. Tak było i tym razem. Dziś jest sobota, właśnie niedawno wróciłem z jednego z naszych ośrodków tzw. „Barrio Juvenil” (Dzielnica młodych). Kiedyś przez rok sprawowałem tam funkcję dyrektora. Staram się ich odwiedzać przynajmniej cztery razy w tygodniu. Przebywają w tym Ośrodku chłopcy „pokiereszowani” różnymi sytuacjami życiowymi i chyba nie ma żadnego, który nie doświadczyłby trudnych sytuacji w swoim młodym życiu. Są wychowankowie, nieznający swoich rodziców (zmarli, zaćpali się na śmierć,  przebywają od wielu lat w więzieniu albo porzucili swoje pociechy na ulicy, na pastwę losu).

Chłopcy nie są „święci”, nieprzystosowani do samodzielnego życia, a ulica nauczyła ich kraść, kombinować jak się da, aby przeżyć. A my? Często myślimy, że wychowankowie, którzy przychodzą do nas, zaraz zmienią się w potulne baranki. Nieraz potrzeba dużo czasu, by mogli nam zaufać. Zapoznaję się z życiorysem każdego. Jeden z nich, gdy był mały, szedł z matką za rękę ulicą. Nadjeżdżający samochód uderzył ich, matka zginęła na miejscu, dramat dziecka. Następnie ojciec na jego oczach gwałci starszą czternastoletnią  siostrę, kolejna trauma. Uciekł na ulicę i postanawia zemścić się na ojcu, gdy dorośnie. Ileż cierpienia i nienawiści w tym młodym człowieku… Trafia do nas i tu pomału dochodzi do siebie.

Inni, bracia, wychowywani przez samotnego ojca, ale ten, niestety schorowany, umiera. Przygarnia ich ulica, ucząc kombinowania. Stają się nie tylko dilerami, ale i narkomanami. U nas pomału dochodzą do siebie. Niestety jeden powraca na ulicę, jest dorosły i nie możemy zapobiec tragedii. Zaćpał się na śmierć. Inny młody, by przeżyć, sprzedaje swoje ciało do seksu. I tak te dramaty się mnożą.

Ale przecież nie o tym miałem pisać. To wyszło samo. Piątek zaplanowałem przeznaczyć na odwiedziny podopiecznych, mieszkających na ulicach. Pokrzyżowała mi plany pogoda. Przyszła ogromna ulewa i w ciągu kilkunastu minut ulice i kanały zapełniły się wodą. Wdziera się też do naszego Ośrodka i po chwili w sypialniach dzieci mieliśmy basen do pływania. Wszystko zamoczone, gdzieś zrobiło się spięcie, nie było prądu. Dla dzieciaków to frajda, skaczą i paplają się w wodzie, a dla nas kolejny kłopot, kolejne wydatki. W jednej z naszych szkół położonej na niższym poziomie woda zalała korytarze. Istna dzika rzeka i jak zwykle, to kolejna okazja dla uczniów do zabawy, mieli basen za darmo. To się zdarza w porze deszczowej. Jakoś trzeba sobie z tym radzić. A z odwiedzin nici, ciekawe jak się mają mieszkający pod mostami, w kanałach…

To tyle, pozdrawiam Was,

ks. Andrzej Borowiec
Santa Cruz, Boliwia

 

W Wielkim Poście wspieramy dzieło prowadzone przez ks. Andrzeja w Boliwii. Ty też możesz pomóc dokonując wpłat na konto 50 1020 1169 0000 8702 0009 6032 z dopiskiem Projekt 732.

A tu link do strony kampanii BEZDOMNE DZIECI ULICY