Afrykańskie dzieciństwo nie jest spokojne, bajkowe ani wypełnione beztroską. Dzieci pomagają w domach, są zmuszane do ciężkich prac, wcielane do wojska, wyrzucane na ulice, wykorzystywane. 16 czerwca obchodzimy Dzień Dziecka Afrykańskiego.

 

Pracują, żeby jeść

Co 9 osoba na świecie głoduje. Według danych UNICEF w 2018 roku 821,6 mln ludzi głodowało, z czego 256,1 mln w Afryce. Mimo coraz wyższego standardu życia na ziemi, nowoczesnych technologii i innowacyjnych rozwiązać ludzie w krajach Globalnego Południa umierają z głodu. To jeden z głównych powodów zarobkowej pracy dzieci. Szacuje się, że więcej niż jedno dziecko na pięć w Afryce Subsaharyjskiej zatrudniona jest wbrew swojej woli w kamieniołomach, kopalniach i przemyśle. To aż 59 mln dzieci w wieku od 5 do 17 lat pracuje w niebezpiecznych miejscach. Są to zajęcia trudne i wyczerpujące. Nie chodzi tutaj o pomoc w utrzymaniu rodziny w formie drobnej sprzedaży lub pracy na polu, a ciężką pracę. Według zebranych danych tania, dziecięca siła robocza wykorzystywana jest do produkcji kawy, tytoniu, hodowli bananów, bawełny, trzciny cukrowej do wydobywania złota.

Od najmłodszych lat wiele dzieci w afrykańskich wioskach i slumsach włączone są w prace domowe oraz zarobkowe. Noszą ciężkie baniaki z wodą, zbierają drewno na opał, pilnują zwierząt, gotują posiłki, sprzedają na ulicy co tylko mogą np. plastik, pomagają w polu. Ich codzienność to ciężka praca. Cieszą się jeśli mogą też chodzić do szkoły. Dzieci są narażone nie tylko na głód i brak wody, ale również na zachorowanie na odrę, malarię czy cholerę.

Dzieciństwo w afrykańskich slumsach

Rytm dnia w domu bez prądu wyznacza wschód i zachód słońca. O świcie dzieci wysyłane są po wodę do pobliskiej rzeki lub studni, zaczynają pomagać w domu. Jeśli rodzice mają możliwość i wiedzą, że to edukacja jest jedyną szansą dla ich dzieci to wysyłają je do szkoły. Jednak znaczna część rodziców lub opiekunów ma do wyboru: jedzenie dla całej rodziny lub wysłanie dziecka do pracy. Martwią się, jak przeżyć najbliższy dzień.
Z powodu chorób, głównie AIDS wiele dzieci w Kabwe zostało sierotami. Jeśli nie zostali przyjęci przez najbliższą rodzinę, to mieszkają na ulicy.

Ksiądz Michał Wziętek opowiada o dzieciństwie w Makululu:
„Większość dzieci w Zambii i całej Afryce woli rok szkolny od wakacji. W czasie wakacji nie ma tylu ciekawych zajęć, co w szkole. Trzeba pracować w polu, sprzątać wokół domu, opiekować się młodszym rodzeństwem, gotować dla całej rodziny, a czasem głodnym położyć się spać. Zapału do nauki dzieciom nie brakuje, gorzej jest z warunkami w domu.
Dzieci mieszkają w chatach składających się przeważnie z dwóch pomieszczeń. Jedno przeznaczone na kuchnię i pokój dzienny, drugie to sypialnia dla wszystkich członków rodziny. Dzieci chodzą do różnych szkół, w których są zarejestrowane. Po powrocie ze szkoły, dzieci codziennie zobowiązane są do wykonania prac np.: przynoszenia wody, zbierania chrustu, zamiatania wokół domu. Później mają czas na odrabianie szkolnych zadań. Musimy wziąć pod uwagę to, że żadne z nich nie ma w domu elektryczności ani bieżącej wody. Dzieci uczą się tylko przy świetle dziennym lub przy świeczkach. W Zambii ciemność zapada około godziny 19.

Niestety równie często zdarza się, że dzieci są wyzyskiwane. Mają zarobić i tyle. Nikogo nie interesuje ich bezpieczeństwo i zdrowie. Są bite, głodne i pozbawione dzieciństwa. Tak wychodzą na ulice i zaczynają żyć według jej zasad. Zaczynają brać narkotyki, wąchać klei i kraść. Tutaj przetrwa najsilniejszy i najbardziej bezwzględny. Chłopcom ulicy pomaga ks. Michał Wziętek. Zaprasza na placówkę misyjną, do szkoły i do domu dziecka. Davis, Mumba, Austin mieszkali na ulicy od ponad dwóch miesięcy. Ksiądz Michał, jak tylko ich widział, to rozmawiał z nimi i starał się zrobić wszystko, żeby zabrać ich do Iciloto. Najpierw zabrał ich na kilka godzin, a potem zamieszkali w domu dziecka i zaczęli chodzić do szkoły.

„Wielu chłopców, którzy żyją na ulicach Kabwe to sieroty. Na ulicy szukają jedzenia, chcą przeżyć, zarobić, ale bardzo szybko wpadają w nałogi: narkotyki, papierosy, wąchanie kleju i innych substancji chemicznych. Zapominają w ten sposób o samotności. Śpią pod drzewem, przykrywają się kartonami.”

Zgwałcone i zniszczone dzieciństwo

W Sierra Leone widok dzieci na ulicy nikogo nie dziwi. W Freetown, stolicy kraju sytuacja jest dramatyczna. Cierpią chłopcy, którzy uciekają z domów z powodu biedy, dziewczęta, które zgwałcono, wcześnie wydano za mąż lub zaczęły zarabiać na życie prostytucją. Dzieci są sprzedawane za granicę, do bogatych starszych mężczyzn, choć mówi się również, że na narządy. Historii jest bardzo wiele.

O pomocy dzieciom w Sierra Leone opowiada ks. Sergej:
„ Jeden z projektów to pomoc dzieciom ulicy. Polega na tym, że salezjanie i pracownicy socjalni zabierają z ulicy dzieci, które tam przebywają. Przez miesiąc chodzimy i proponujemy młodym chłopcom, żeby przyszli do naszego centrum i zaczęli od nowa. Wcześniej program pomocy trwał rok, ale niestety dzieci ulicy jest tak dużo, że zdecydowaliśmy się organizować dwie grupy na rok, czyli po 5 miesięcy na jedną grupę, a potem miesiąc wychodzenia na ulicę i szukanie kolejnych osób, które chciałyby skorzystać z pomocy. W tym samym czasie rozmawiamy z ich rodzinami. Jeśli mogą, to chłopcy wracają do najbliższych. Jeśli nie mają nikogo lub nikt ich nie chce do siebie przyjąć to pomagamy im i przyjmujemy do domów. Pomoc chłopcom ulicy i przygotowanie ich do powrotu nie jest łatwe.
Jak przyjdą do Ciebie musisz ich przygotować do życia później, które ich czeka. A czeka życie, które nie jest łatwe, bo Sierra Leone jest bardzo biednym krajem, bezrobocie jest ogromne, niesprawiedliwość w rodzinach, w których dzieci są bite przez rodziców, zmuszone do ciężkiej pracy, żeby zarobiły na jedzenie.”

Dziecko-żołnierz

Innym problemem jest powoływanie dzieci do wojska. W Czadzie jest to praktyka częsta, a młodzi ludzie nie mają wyboru lub godzą się na takie życie, bo tam będą mieli zapewnione minimum egzystencji. Niestety jeśli ktoś wraca ranny, to nie otrzymuje pomocy. Od grudnia 2013 roku w Sudanie Południowym do różnych sił zbrojnych wcielono nawet 16 000 dzieci. W Republice Środkowoafrykańskiej wszystkie strony konfliktu wykorzystywały dzieci nawet w wieku 8 lat. W Demokratycznej Republice Konga zbrojne grupy we wschodniej części kraju rekrutują dzieci do walk i innych zadań w wojsku. W 2015 roku w Nigerii odnotowano wzrost liczny dzieci wykorzystanych do zamachów samobójczych.

Do wojska wcielane są lub porywane z domu i siłą zmuszone do walk. Dzieci odseparowane od rodzin i pozbawione możliwości edukacji, powrotu do domu, zasilają szeregi sił zbrojnych i rebelianckich. Walczą z bronią w ręku. Wykorzystywane są również jako posłańcy, szpiedzy, tragarze, kucharze czy żywe tarcze. Dziewczęta zmuszane są też do małżeństw i często wykorzystywane jako niewolnice seksualne. Problem dzieci-żołnierzy jest bardzo trudny do zwalczenia.

opr. M.T.

Źródła:

UNICEF, The Guardian, Międzynarodowa Organizacja Pracy