Muzungu w języku bemba oznacza Europejczyk. Tak zazwyczaj mówi się w Afryce o białym człowieku. Dzieci zwracają się tak do mnie, kiedy mnie nie znają albo nie pamiętają mojego imienia. Jako Muzungu w Zambii mam wiele funkcji do spełnienia.
Jako Muzungu na misjach jestem misjonarką. Każde zajęcia w szkole i oratorium rozpoczynają się i kończą modlitwą. Dzieci patrzą na mnie, kiedy się modlimy. Obserwują, w jaki sposób składam dłonie. Słuchają, jak wypowiadam słowa „Ojcze nasz”. Zwracają uwagę na krzyż, który noszę zawieszony na szyi. Starsze o niego pytają, a te młodsze, które często lądują na moich plecach, próbują nawet jak smakuje.
Jako Muzungu na misjach jestem nauczycielką. W naszym „Salezjańskim Uniwersytecie w Mansie” uczę dzieci matematyki. Przez kilka godzin garaż, który służy za przechowalnię materiałów, staje się naszą szkołą. To tutaj mierzę się z trudnym zadaniem, jakim jest nauczenie kilkudziesięciu osób dodawania i odejmowania liczb pod kreską.
Jako Muzungu na misjach jestem wychowawcą. Cokolwiek nie zrobię, dzieci mnie bacznie obserwują. Sprawdzają, czy się zdenerwuję, kiedy zaczną śpiewać podczas lekcji. Czy zareaguję, kiedy chłopcu przy tablicy wkładają długopis do kieszeni. Czy zacznę się śmiać, kiedy i one chichoczą. Gdy zachowują się niegrzecznie, kieruję je w stronę obrazu Maryi. Tam przez kilka minut zastanawiają się nad swoim postępowaniem.
Jako Muzungu na misjach jestem szewcem. Po zakończeniu szkoły każdy uczeń chce być przeze mnie zauważony. Dzieci szukają sposobów na zwrócenie na siebie uwagi. Niektóre z nich są w stanie oderwać sobie rzemyk od sandała, tylko po to, aby pobyć ze mną trochę dłużej. Usiąść blisko mnie i popatrzeć, jak zszywam im buta.
Jako Muzungu na misjach jestem pielęgniarką. Dzieci przychodzą do mnie i pokazują swoje poranione paluszki u bosych stóp, odsłaniają rany z drobnych potyczek i wielkich bitw o honor. Wszystko po to, by zdobyć kilka minut tylko dla siebie. Dostać plasterek na skaleczone kolano, zostać przytulonym i usłyszeć słowa współczucia.
Jako Muzungu na misjach jestem koszykarką. Trenują mnie małe i większe dzieci, które podczas gry co chwilę krzyczą: „Monika, podaj mi!”. Wszystkie chcą przyjąć ode mnie piłkę. Wszystkie chcą grać w tej drużynie, w której ja jestem. Wszystkie kończą grę, kiedy ja muszę ją przerwać.
Jako Muzungu na misjach jestem narzędziem w rękach samego Boga. Jak pisał św. Paweł: „nie zależąc od nikogo, stałem się niewolnikiem wszystkich”. W swoim postępowaniu staram się być sprawiedliwa, ale i radosna. Wychowywać dzieci i dawać im przykład. Działać poprzez zwykłą codzienność w niezwykłym miejscu. Nieważne, czy jako nauczycielka, szewc czy pielęgniarka. Ważne, że mogę zostawić mały ślad w wielkich sercach naszych podopiecznych.
Monika Chudzyńska
Mansa, Zambia