Podstawowym celem misji katolickich jest niesienie Chrystusa do tych, którzy Go jeszcze nie poznali. Praca misyjna kojarzy się zazwyczaj z odległymi krajami na innych kontynentach, w Afryce czy Azji. A co z krajami, w których nauka katolicka funkcjonuje już od dawna? Okazuje się, że działalność misyjna Kościoła potrzebna jest także Europie. Trochę trudno było w to uwierzyć pewnej salezjance

Marzeniem siostry Małgorzaty Urbińskiej – salezjanki – była praca w którymś z ubogich krajów Afryki, Ameryki Południowej czy Azji. W 2012 roku zapadła decyzja, że pojedzie na misje do Francji. Siostra Małgorzata była zaskoczona taką decyzją. Jednak powiedziała sobie w sercu, że drogi, które wyznacza nam Bóg, nie zawsze muszą być zgodne z naszymi planami.
,,Decyzję o wyjeździe do Francji otrzymałam w wigilię Bożego Narodzenia. Zrozumiałam, że w te Święta to mój prezent pod choinkę od Boga, więc i ja zaniosłam moje ‘Tak’ do Groty Betlejemskiej. Zaufałam, że Ten, który stał się ubogim, aby nas swym ubóstwem ubogacić, będzie ze mną we Francji” – opowiada s. Małgorzata.

Paryż

W czerwcu 2013 roku polska siostra rozpoczęła posługę misyjną w Paryżu. W ogromnym, czteropiętrowym domu prowincjalnym znajdują się dwie wspólnoty sióstr salezjanek. Razem około 40 osób. Siostry te w większości są osobami powyżej 80-tego roku życia. Dlatego też polska salezjanka była jedną z najmłodszych sióstr we wspólnocie. Zaczęła swoją pracę od szlifowania języka francuskiego. Początkowo, podczas swojej posługi misyjnej, zajmowała się kaplicą, jadalnią i wszelkimi pracami domowymi. W drugim roku swojej pracy była dodatkowo odpowiedzialna za bursę dla 19 studentek.

Początek pracy we Francji był dla siostry Małgorzaty czasem wchodzenia w nową rzeczywistość. Salezjanki przez rok gościły w swoim domu ośmioosobową rodzinę chrześcijan – uciekinierów z Iraku. Przy wspólnotowym stole często zasiadały osoby prawie ze wszystkich kontynentów. W dzielnicy, w której znajdował się dom sióstr, można było spotkać osoby pochodzące z Indii, Chin czy Filipin. Natomiast większość mieszkańców dzielnicy pochodziła z Afryki: ,,Ot, chciałam pojechać do Afryki, a tu Afryka czekała na mnie w Europie. Chociażby sam Paryż, tak odmienny od miast, w których dotąd mieszkałam. Dla przykładu – naprzeciwko naszego domu mieszkali muzułmanie, a z drugiej strony naszymi sąsiadami byli wyznawcy judaizmu. Będąc w jednym miejscu mogłam poznawać mentalność, zwyczaje, wierzenia ludzi z całego świata. To było bardzo ubogacające doświadczenie” – mówi siostra Małgorzata.

W sierpniu 2015 roku francuska prowincja sióstr salezjanek połączyła się z belgijską. Wobec tej sytuacji polska salezjanka została skierowana do pracy w Belgii. Nowy kraj, nowe miasto, nowa rzeczywistość, nowe wyzwania…

Bruksela

Stolica Belgii, w porównaniu z Paryżem wydała się siostrze Małgorzacie miastem spokojnym i wcale nie takim dużym, jak sobie wyobrażała. Międzynarodowa wspólnota salezjanek w Brukseli liczy dziewięć osób. Oprócz pięciu sióstr Belgijek, wspólnotę tworzy jedna Francuzka, jedna Włoszka, jedna siostra z Konga i siostra Małgorzata z Polski. Salezjanki zajmują najmniejszą, środkową część ogromnego budynku. W dwóch pozostałych skrzydłach domu znajduje się „Internat Jana Bosko”, który jest przeznaczony dla dzieci w wieku od 7 do 17 lat. Po prawej stronie budynku mieszkają chłopcy, a na lewo dziewczęta. W budynku mieszczą się też dwie bursy dla studentów i studentek.

W internacie mieszka obecnie ponad 60 dzieci i ciągle przybywają nowe. Czasem dzieci mają duże problemy z nauką w szkole. Ich rodzice to często osoby samotne lub cudzoziemcy. Pracują i nie są w stanie przypilnować swoich pociech. Wtedy taki rodzic oddaje dziecko do internatu. Tam salezjanki zapewniają mu pomoc i opiekę. Niekiedy rodzice decydują się na takie rozwiązanie, bo zakładają nowe rodziny. Trzy rodzone siostry trafiły do internatu z jeszcze innego powodu. Jakiś czas temu zmarła im mama, a ojciec dziewczynek pracuje i sam nie jest w stanie zajmować się czwórką dzieci, bo w domu jest z nim jeszcze najmłodsze. W internacie dzieci przebywają od niedzieli wieczorem do piątku. W piątek po południu jadą do swoich domów, a w niedziele wracają.

Na placówce przy internacie mieszą się trzy boiska i duży teren do zabawy. Tam dzieci bawią się po szkole. Wieczorami przez dwie godziny uczą się i odrabiają lekcje. Potem jest czas na rekreację, którą zawsze spędzają w grupie. Dzieci mają zapewnioną całodobową opiekę. Cisza nocna w młodszej grupie obowiązuje już o 21.15, a w starszej o 22.00.

Dodatkowymi zajęciami poza szkołą są basen, sport, taniec, teatr, prace ręczne i zajęcia kulinarne. Organizacja tych dwóch ostatnich aktywności należy do siostry Małgorzaty. W ramach zajęć siostra szyje z dziećmi fartuszki, piecze ciasteczka. Przed świętami dzieci zawsze samodzielnie przygotowują dekoracje, prezenty pod choinkę i wypieki. Te drobne czynności sprawiają wszystkim wiele radości.

Prawie jak na Valdocco

,,Patrząc na bawiące się dzieci, często myślę o Valdocco. Jestem pewna, że u nas jest podobnie. Może katecheza wygląda inaczej niż u Księdza Bosko, bo w naszym domu są dzieci różnych wyznań. Katechezę mają tylko dzieci, które chcą i których rodzice wyrazili na to zgodę. Jednak często dzieci same podejmują dyskusje prawie teologiczne. I tak Medi, który jest muzułmaninem ma wiele pytań: ‘A czy ty jesz mięso wieprzowe? A dlaczego? A czemu jesteś tak ubrana? A wy macie trzech bogów czy jednego?’” – opowiada salezjanka.

W pracy z dziećmi czasami pomagają wolontariusze. Emma i Sevrine miały okazję pracować zarówno w salezjańskiej wspólnocie, jak i w internacie z dziećmi. Dla dziewczyn było to przygotowanie do dalszej pracy. Niedługo wybierają się na wolontariat do pracy z dziećmi w Gabonie. Siostra Małgorzata cieszy się z pracy wolontariuszy i prosi o modlitwę za powołania, bo, jak mówi, pracy na placówce jest bardzo dużo, ale ,,robotników” wciąż brakuje.

siostra Małgorzata Urbińska FMA
od 2015 roku pracuje w Brukseli