Pamiętam dobrze ten moment, kiedy zdecydowałam się zgodzić na Boży plan wobec mnie na te kilka miesięcy mojego życia. Teraz już tym bardziej jestem pewna, że nie był to tylko mój pomysł, bo nasze pomysły rzadko wprowadzają nas na tę drogę, na której czujemy się najlepiej.
Tymczasem znalazłam się w tym miejscu, w którym miałam być – w Zambii, nie w Etiopii, jak zaplanowane było na początku – z ludźmi, z którymi miałam się spotkać, robiąc rzeczy, które miałam robić, i wszystko wydaje mi się proste i jasne, bo takie ostatecznie są plany Boga.
Nie robię żadnych wielkich rzeczy, choć wiem, że wiele znajomych z Polski tak uważa. Nasza codzienność obejmuje pomaganie w pracach na placówce i zajmowanie się domem, ale przede wszystkim przebywanie z dziećmi podczas oratorium. Często razem rysujemy albo gramy w karty, ale szczególnym zajęciem, w którym się odnalazłam, są lekcje śpiewu i gitary z grupą nastolatków.
Wzajemnie się uczymy wielu rzeczy i z jednej strony można to traktować jako zwykłą rozrywkę, ale dla mnie ważne jest głównie to, żeby odkrywać w tych młodych ludziach ich możliwości. Przykładowo, jeden z moich uczniów, Kafusha, pomógł mi ostatnio w warsztatach z małymi dziećmi i zaczął ćwiczyć z nimi śpiewaną wersję Nakucelela Maria (Zdrowaś Maryjo), której go wcześniej nauczyłam. Poznałam też chłopaka o imieniu Miracle, który pokazał mi swoje autorskie piosenki i później razem je śpiewaliśmy. Ciągle jestem pod wrażeniem Seana, który szybko wszystkiego się uczy, ma talent do czystego śpiewu i do zapamiętywania wymowy polskich czy łacińskich słów. Doceniam Agrippę, który jako pierwszy zapamiętuje akordy i bicie do nowej piosenki. Jestem wdzięczna Shepherdowi, który okazał się dla mnie dobrym nauczycielem piosenek w bemba.
Widzę, jak moja dobra intencja nauki gry na gitarze kilka lat temu (głównie posługa na pieszych pielgrzymkach i przeróżnych religijnych wydarzeniach) owocuje teraz tym, że mogę pozostawić po sobie jakiś ślad po drugiej stronie równika, i w tym też nie ma żadnego przypadku.
Cieszę się, że tu jestem i mogę czerpać garściami z dobra, jakie zostało dla mnie przygotowane jeszcze przed moimi narodzinami, bo nic nie daje większego spokoju wewnętrznego, niż konsekwencje mówienia “tak” wobec planów, jakie były nam przeznaczone.
Aleksandra Oleksiuk,
pracuje w Kazembe, w Zambii