Kochani Darczyńcy serdecznie pozdrawiamy i pragniemy przesłać garść wiadomości z naszej misji.
Zwykle w Sudanie rok szkolny rozpoczyna się pod koniec czerwca lub na początku lipca. Jeśli jest zbyt gorąco, to zostaje on przesunięty na późniejszy miesiąc. Tak było i w nowym roku szkolnym. Nasze podwórze jest pełne dziecięcego gwaru i to już od dość wczesnych godzin porannych. Mamy bardzo dobrych nauczycieli, którzy pracują w duchu salezjańskim. Dzieci czują się jak w domu rodzinnym. Dlatego z wielką radością przybywają do szkoły wiedzą, że są tu kochane, ale też i dlatego bo wiedzą, że będą mogły pożywić się, nabrać siły do powrotu do miejsca, gdzie mieszkają.
Lipiec 2016 roku był trudny dla naszych dzieci. Wiele matek z dziećmi przybyło z Południowego Sudanu. Mężowie i ojcowie walczą, zostają ranni, giną gdzieś w buszu w walce o wolność kraju. Ci, co przyjechali mieszkają, gdzie się da. Napływających z Sudanu Południowego jest coraz więcej, mieszkają w szałasach, które już są lub je rozbudowują, z czasem te miejsca stają się wielkimi obszarami mieszkalnymi. Warunki są prowizoryczne. Co jakiś czas organizowane są „czystki”. Ludzie zmuszani są do opuszczenia tych „osiedli”. Większość naszych dzieci mieszka właśnie w takich warunkach. Wiele z nich przychodzi do szkoły z daleka, zza wielkiego wysypiska śmieci.
W tym roku zmieniłyśmy kolor mundurków szkolnych. Nie mogłyśmy znaleźć materiału w takim kolorze jak w ubiegłym roku. Dzieci wyglądają bardzo ładnie. Dumnie idą do szkoły, nie różnią się od dzieci z innych pobliskich szkół. Widzimy, że, choć bardzo cierpiały i są bardzo biedne, chcą odzyskać swoją dziecięcą godność. Tyle w nich delikatności i tej szczerej miłości oraz troski o drugiego człowieka. Myślę, że często przerastają nas…
Jakiś czas temu zauważyłam, że niedaleko naszej szkolnej bramy siedzi chłopak, może 10-11 letni. Bardzo chudy i smutny. Zapytałam stróża przy bramie czy zna tego chłopca. Okazało się, że nie zna go. Chłopiec od wielu dni siedzi na kamieniu. Przychodzi, kiedy zaczynały się lekcje, a gdy dzieci wracały do domów, on wracał z nimi. Zawsze, gdy ktoś dał mu do niesienia tornister, był szczęśliwy. Podeszłam do niego i zaczęłam rozmawiać. Był bardzo smutny, ledwo słyszałam jego głos. Powiedział, że oprócz chorej mamy nie ma już nikogo. Przybyli razem z terenów, gdzie toczy się wojna. Nie pamiętał nawet skąd. Wiele dzieci ma ten problem: ze strachu i przeżytego cierpienia nie pamiętają nawet imion rodziców. Powiedział, że poznał kolegów, którzy przychodzą tutaj do szkoły i on przychodzi z nimi, a potem czeka na nich, aż lekcje się skończą. Wracają razem do miejsca, gdzie mieszkają. Oni pozwalają mu nieść ich książki. Bardzo to lubi. Zapytałam, czy chciałby i on uczyć się w tej szkole powiedział: „Tak, ale ja nie mam takiego ubrania, ani książek, a mama nie ma pieniędzy na jedzenie, to nie mogę jej o to prosić, by iść do szkoły.” Powiedziałam mu, że od jutra ma przychodzić do szkoły. Jego oczy, nie macie wyobrażenia jak wyglądały jego oczy. Zaczął płakać z radości. Dostał od nas mundurek szkolny. Przychodzi codziennie. I kiedykolwiek jest coś do zrobienia, on jest pierwszy, by pomóc. Wiele naszych dzieci jest zaskakująco wspaniałych.
Ostatnio były egzaminy – na półrocze. Dla wielu było to przeżycie niesamowite, a jeszcze większe, emocje towarzyszyły uczniom, gdy dowiedzieli się jakie osiągnęli wyniki. Każdy miał przyjść z rodzicem lub opiekunem. Przyszło naprawdę wiele osób. W październiku klasy trzecie (ponad 120 dzieci) zabraliśmy na pielgrzymkę do katedry z okazji Roku Miłosierdzia, który dobiegał końca. Było to niesamowite przeżycie dla nich, a z nimi dla nas. Oczywiście dzieci były dobrze przygotowane na tę pielgrzymkę. Kiedy przechodziły przez Bramę Miłosierdzia spontanicznie klękały.
Tak wiele chciałoby się pisać o nich, o ich życiu. To właśnie one swoim trudnym życiem piszą historię swego narodu – kiedy inni walczą o pozycję, znaczenie, czy o pieniądze…
W imieniu ich wszystkich dziękuję za tę ogromną pomoc; za każdą ofiarę, a w tym miłość. Gdyby nie nasi Drodzy Darczyńcy, wiele z tych dzieci – brudnych, głodnych i schorowanych, miałoby miejsce jedynie na rynku, ulicy czy śmietnikach… Naszą wdzięczność zamykamy w szczerej modlitwie i pamięci z miłością. Zawsze szczerze życzliwa i wdzięczna za pomoc
siostra Teresa, Sudan