15 października

Po wszystkich porannych i stałych punktach, sprzątam z innymi dom, a potem idę do biura i zaczynam załatwianie spraw. W międzyczasie jeszcze idę do naszej szkoły. Przed rozpoczęciem zajęć jest apel, podczas którego dzieci śpiewają hymn, odmawiamy modlitwy i ktoś z nauczycieli mówi krótkie słówko. Witam się z dziećmi, które idą na zajęcia, a ja jadę do banku. Skończyły się pieniądze na jedzenie dla dzieci w internacie. Pobieram odpowiednią kwotę z konta.

Jadę do szkoły technicznej, którą niedawno otworzyliśmy. Chcę zobaczyć, jak odbywają się zajęcia, co słychać u uczniów, którzy biorą udział w 6-miesięcznym kursie dla młodych ludzi bez pracy. Ten kurs jest dla tych co szukają pracy lub szwendają się bez celu i nie wiedzą co robić. Codziennie mają zajęcia od godziny 9.00 do 14.00. Odbywają się w prowizorycznym budynku na naszym terenie. Można nauczyć się trzech zawodów: mechanika motorów, silników i rowerów, elektryka lub krawcowej. Rozmawiam z nauczycielami, uczniami, widzę, że wszystko dobrze działa. Mam nadzieję, że młodzi zdadzą egzamin państwowy, zdobędą zawód i znajdą pracę.

Jest godzina 12.00. Na misji odmawiam z pracownikami modlitwę Anioł Pański. Idę do biura i załatwiam zaległe sprawy, listy, podziękowania za pomoc, tym którzy w przeróżny sposób wspierają naszą misję.

Po obiedzie przyszła na misję rodzina, przyprowadzili młodą kobietę. Od jakiegoś czasu boli ją bardzo brzuch. Przyszli prosić o pomoc dla niej. Napisałem list polecający i opłaciłem podróż do Ratszahi, gdzie znajduje się szpital. Po leczeniu, siostry, które prowadzą ten szpital przysyłają mi rachunek. Wiele osób otrzymało w ten sposób pomóc. Przychodzą na misję, proszą o pomoc, rozmawiamy, na tyle na ile jesteśmy w stanie wysyłamy ich do szpitala i opłacamy leczenie. Ludzie, zwłaszcza ci z wiosek, nie mają pieniędzy na leczenie.

Ludzie potrzebują pomocy. Proszą o nią i są to bardzo różne prośby. Wczoraj przyszła z wioski zapłakana kobieta. Pożyczyła pieniądze na leczenie. Nie ma jak oddać tych pieniędzy, a ludzie zaczęli ją atakować, siłą chcą odzyskać pieniądze, rozbierają jej dom i zabierają rzeczy. Po długiej rozmowie z nią, następnie z osobami z rady parafialnej postanowiliśmy spłacić część jej długu. Po niej przyszedł 23-letni chłopak. Prosi o wsparcie finansowe. Chce pracować na misji i w ten sposób zarobić na jedzenie i pomóc rodzinie. Jest to uczeń naszej szkoły, nie płaci za edukację, bo my nie pobieramy opłat. Jego tata odszedł, mama ma na utrzymaniu jeszcze dwie córki. Proponuję mu dorywcze zajęcia w ogrodzie. W ten sposób zarobi i będzie mógł pomóc mamie. Potem przyszła kobieta z chłopcem, który chodzi do 8 klasy. Jego tato jest chory, nie może wstać, jest leżący, a mama jest niemową, która żebrze na ulicy. Kobieta, która przyszła z chłopcem prosi o pomoc żebyśmy zajęli się nim, przyjęli do internatu i szkoły. Po długiej rozmowie, rozeznaniu sytuacji, postanawiam przyjąć go do internatu, a od stycznia do szkoły, bo dopiero wtedy jest to możliwe. W slumsach i okolicznych wioskach wiele osób potrzebuje różnej pomocy. Robimy, co możemy. Ludzie wiedzą, że zawsze mogą przyjść na misję.

Po południu idę z aspirantami i chłopcami z internatu do pracy w ogrodzie. Przychodzi do mnie pan z urzędu, w sprawie budowy muru. Jakiś czas temu kupiliśmy ziemię i chcemy ją ogrodzić. Tutaj w Bangladeszu ludzie próbują zasiedlić czyjąś ziemię. Dlatego bardzo często po kupieniu ziemi, trzeba ją ogrodzić. My również staramy się to zrobić, żeby w przyszłości nie mieć problemu. Załatwiłem wszystko. Mam nadzieję, że w niedługim czasie zaczniemy budowę muru.

Po tym spotkaniu mam chwilę przerwy i idę na adorację przed Najświętszym Sakramentem, modlitwy wspólnotowe, kolację, różaniec i słówko na dobranoc. Potem idę jeszcze trochę do biura popracować.

 

ks. Paweł Kociołek SDB