Nazywam się Bwalya Kasonde i jestem klerykiem z Zambii. Do Polski przyjechałem 25 listopada 2020 r. razem z Godfreyem Kauwa z Malawi, który jest klerykiem, tak jak ja. Po ukończeniu studiów licencjackich z filozofii i pedagogiki w Tanzanii, ks. inspektor zaproponował, aby dwóch kleryków pojechało na asystencję do Polski, a potem, o ile dobrze nauczą się języka polskiego, zostali tam na studia. Propozycja wydała mi się bardzo interesująca; nie spodziewałem się, że będę mógł mieć asystencję w Polsce.

Po rozmowie z ks. inspektorem na temat jego propozycji, porozmawiałem też z moim współbratem Godfreyem, jak również z moją rodziną. Rodzina stawiała mi dużo pytań: dlaczego w Polsce? Czy jesteś pewien, że dasz radę? Nie wiedziałem, co odpowiedzieć… Powiedziałem, jednak, że w życiu nie zawsze będziemy pewni naszych decyzji. Że trzeba czasem zaufać sobie, innym ludziom i Panu Bogu. Na co oni zareagowali życząc mi wszystkiego najlepszego i zapewniając o modlitwie.

W Polsce jestem już rok i czas ten bardzo szybko mi minął. Poznałem wielu ludzi, młodzież, jak również nauczyłem się wielu rzeczy, o których chciałbym napisać. Pierwszy rok asystencji odbyłem w Łodzi na ul. Wodnej. Tam przez pół roku miałem zajęcia z języka polskiego oraz pracowałem w oratorium, parafii i szkole. Pod koniec wakacji przeprowadziłem się do Warszawy, do bursy salezjańskiej.

Podczas spotkań z młodzieżą w Polsce, pierwsze pytanie, jakie jest mi stawiane, dotyczy zwykle mojego doświadczenia w Polsce. Jestem pytany o pogodę, o jedzenie, o religię, o muzykę…, a ja zawsze odpowiadam na nie bez problemu, ponieważ przyzwyczaiłem się już do tych pytań i jestem na nie przygotowany.

Czy doświadczyłem jakiegoś wyzwania w Polsce? Na początku były trzy wyzwania: pogoda, język i jedzenie. Jeśli chodzi o pogodę w Zambii, to tam jest zwykle ciepło, ale w Polsce było po prostu inaczej… Najciekawsze było to, że po raz pierwszy zobaczyłem śnieg. Pamiętam, że w styczniu razem z Godfreyem zrobiliśmy bałwana oraz poszliśmy na łyżwy.

Język polski naprawdę nie jest łatwy i stanowi dla mnie wielkie wyzwanie. Rok temu w grudniu zacząłem kurs językowy w Łodzi, ale przez trzy-cztery miesiące nie mogłem zrozumieć, o czym ludzie rozmawiali. Straciłem cierpliwość i nawet nadzieję na dalsze życie w Polsce. Ale po rozmowie z Godfreyem i dyrektorem wspólnoty zrozumiałem, że język obcy wymaga cierpliwości i otwartości. Dzięki temu umiem teraz mówić i napisać kilka zdań po polsku.

Kiedy prowadziłem spotkanie z ministrantami, oni zapytali mnie o różnice między jedzeniem w Zambii i Polsce oraz co mi najbardziej w Polsce smakuje. Powiedziałem im, że, na początku nie bardzo mi smakowało. Miałem nawet kilka razy bóle brzucha. Teraz najbardziej lubię żurek i kotlety schabowe.

Można więc już pytać mnie o to, jak się czuję w Polsce, skoro umiem już mówić po polsku i jestem trochę przyzwyczajony do pogody i jedzenia. Jak postrzegam swoją przyszłość w Polsce?

Przyszłość jest taka, że muszę skończyć kurs języka polskiego, który zacząłem i że za rok pójdę na studia do Krakowa. Mam nadzieję, że wszystko dobrze będzie. Ostatnią rzeczą, której nauczyłem się podczas mojego pobytu w Polsce, jest ta, że jeśli chcę nauczyć się czegoś, to trzeba być otwartym na nowe wyzwania, na ludzi i język. Trzeba też pokładać nadzieję w Bogu.

Bwalya Kasonde