W Boliwii jestem po raz pierwszy – podoba mi się – klimat, ludzie, jedzenie. Czas wolontariatu to czas zaufania i otwartości na nowe rzeczy, sytuacje i oczywiście ludzi.

 

Jestem tu miesiąc i czuję się tu bardzo dobrze. Dziękuję ks. Andrzejowi, który jest dla mnie jak Tata – tak w języku Indian mówią na ojca. A my tu wszyscy mówimy do księdza Padre. Poznałem padre Andrzeja w Polsce – przyjechał na jeden zjazd do Warszawy. Mieć w obcym kraju swojego rodaka – to wielki skarb.

Mam nadzieję, że moja obecność przyniesie dobre owoce dla tych, których spotkałem. Chciałem tu przyjechać i w Polsce przygotowywałem się na ten wyjazd dziewięć miesięcy. Rok temu była tu Michalina – pracowała z dziećmi w Techo Pinardi i z ekipą na ulicy. To ona mnie zainspirowała, żeby tu przyjechać. Miałem do wyboru Peru lub Boliwię. I wybrałem Santa Cruz.

Poznaję miejscową ludność Cruzenos! Myślę, że, im więcej człowiek się otworzy, tym więcej dostaje. I to jest czas, kiedy uczę się przyjmować nowe osoby, poznaje nowe sposoby zachowania i życia. Uczę się jak postępują inni ludzie, obserwuję codzienność dzieci, młodzieży tutaj w Boliwii. Często nie rozumiem o czym mówią, rozmawiają bardzo szybko. Tego nie miałem na kursie języka hiszpańskiego w Polsce. Tego się nie da wyczytać w książkach. To trzeba przeżyć.

 

Piotr Wyrzykowski,
pracuje w Santa Cruz, w Boliwii