Panie Boże, Tato…długo kształtowałeś moje serce, aby pewnego dnia zapytać, czy jestem gotowa je oddać. „Nie moja wola, lecz Twoja niech się dzieje” wyszeptałam wtedy cicho na modlitwie, choć nie rozumiałam jeszcze do końca, co to będzie oznaczać.

Wiele miesięcy minęło od tego dnia – wiele lekcji pokory, zaufania, miłości, dawania siebie i przyjmowania o wiele więcej od innych. A to wszystko, abym nauczyła się, że oddać nie oznaczało stracić…chciałeś, abym w zaufaniu wyruszyła z Tobą w długą drogę po pustyni, by na nowo odnaleźć swoje serce, przemienione w ciało, jak zapowiadałeś Ezechielowi – choć już nie całe, bo jego część postanowiłeś ukryć w Afryce.

Po co ci to?

„Bo serce wybrało. Jadę uczyć się kochać nie „ponieważ” ale „pomimo”, bo ON pierwszy mnie tak pokochał…”

Te słowa towarzyszyły mi przez całą tegoroczną formację w SOM, przynosząc ogromny pokój i nadzieję, szczególnie w momentach, w których chciałam się wycofać i zrezygnować, nie wierząc, że będę mogła wyjechać. A jednak ten delikatny, cichy głos pozostawiał z tyłu głowy słowa: „zostań, zaufaj, wytrwaj do końca, a to miejsce zaprowadzi cię do Domu”.

Zaufałam i nie żałuję ani chwili. Wyruszyłam w drogę, podczas której poznałam tak wiele cudownych osób, zbudowałam piękne relacje, które zostaną ze mną na długo i z coraz szybciej bijącym sercem obserwowałam misyjny świat z perspektywy wolontariuszy i misjonarzy. A już niedługo gdzieś w Afryce sama powiem „znalazłam” – znalazłam tę brakującą część serca, którą Bóg wysłał na misje, znalazłam mój dom i moją rodzinę.

Czym była dla mnie tegoroczna formacji w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym?

Godzinami rozmów oraz śmiechu podczas zmywania i gotowania, przerywanych tańczeniem do muzyki i ślizganiem się po mokrej podłodze. Tysiącami uśmiechów podczas integracji i gier, które wieczorami nigdy się nie kończyły. Setkami przytuleń i słów „dobrze, że jesteś”. Dziesiątkami kroków zrobionych podczas wiosennych spacerów. Litrami łez wylewanych podczas każdej adoracji i drogi krzyżowej…

A to wszystko razem. Tak różni, a tak sobie bliscy, z sercami bijącymi w tym samym rytmie.

Czas w SOMie był dla mnie przede wszystkim ogromną lekcją miłości i zostawiania swojego JA dla MY, wychodząc niejednokrotnie ze swojej strefy komfortu i pokazując innym, co naprawdę gra mi w sercu. Była to droga, na której uczyłam i wciąż uczę się kochać. Uczę się pokory, której tak często mi wciąż brakuje. Uczę się ufać i wierzyć, każdego dnia coraz bardziej. Uczę się być i słuchać, bo czasem tylko tyle potrzeba. Uczę się wstawać po każdym upadku i na nowo podejmować drogę, odkrywając przy tym, że z Bogiem mogę zrobić więcej, niż po ludzku mi się wydawało.

Pamiętam jak jeden z księży powiedział podczas prezentacji słowa, które wyryły się na mojej duszy: „gdziekolwiek będziesz, pamiętaj, że to jest twój dom.” Dziś – jest tutaj, wśród wspólnoty, rodziny i tych wszystkich pięknych ludzi, których Bóg postawił na mojej drodze przez ostatnie dwa lata, a już jutro będzie tam – wśród „moich” dzieci. Już niedługo za Jankiem Bosko powtórzę: „daj mi duszę, resztę zabierz”. Mam tak niewiele, bo tylko jedno serce bijące dla Boga i młodych, a czuję jakbym miała wszystko…

 

Aleksandra Jarosz
Uczestniczka formacji dla wolontariuszy misyjnych 2023/2024