Właśnie mijają 3 tygodnie odkąd przyjechałam do Kazembe. Pierwsze zachwyty, radości, odkrycia i pierwszy kryzys już za mną. Przyjechałam do Afryki z wieloma wyobrażeniami na swój i na jej temat, a teraz spotykają się one z rzeczywistością. Od wylotu towarzyszy mi myśl: czy jestem wystarczająca? Czy zasługuję na to, żeby tu być?
Nie umiem żyć we wspólnocie, nie zdobyłam odpowiedniego wykształcenia, mój angielski nie jest perfekcyjny, nie znam tutejszej kultury, nie jestem cierpliwa, szybko wpadam w złość, umiem tylko kilka słów w miejscowym języku. Nie jestem pedagogiem, psychologiem, budowlańcem, poliglotą, pielęgniarką, siostrą zakonną, kierowcą ani kucharzem. Więc co mogę tutaj zrobić? Czy rzeczywiście jest coś co mogę dać od siebie? Czy jestem wystarczająca?
Kiedy te myśli zaczynają mnie przytłaczać to nagle jakiś maluch rozpędza się i wpada mi w ramiona, ktoś prosi żeby nauczyć go kilku słów po polsku, ktoś inny potrzebuje rozmowy, a ksiądz Jacek znowu zleca mi małe działanie niecierpiące zwłoki. I w takich chwilach przypominam sobie, że jestem tu tylko po to, żeby czynić dobro. Dobro nie krzyczy, nie jest gwałtowne, nie szuka uznania i wielkich spraw. A ja wiem, że każdy z nas jest wystarczający, żeby czynić dobro. I tylko tyle wystarczy.
Każdy dzień mojej misji zaczynam Mszą Świętą, na której zadaję sobie pytanie co mogę zrobić dobrego. Czasami udaje mi się nauczyć jakieś dziecko liczyć do dziesięciu po angielsku, czasami pokaże im nową zabawę, nauczę zasad gry w siatkówkę, czasami odmaluję pokój, okno, albo coś posprzątam. Ale często staram się po prostu nie krzyknąć na bijących się chłopców, których rozdzielam piąty raz albo nie stracić cierpliwości, kiedy ktoś znów chce dotknąć mojej białej skóry.
Jestem wdzięczna za to, że przyjechałam tu niecierpliwa, surowa, nieidealna, „niewystarczająca”. Dzięki temu uczę się prosić o pomoc, odpuszczać, wybaczać sobie i innym. Myślę, że doskonale obrazuje to wiersz księdza Jana Twardowskiego pt. ”Sprawiedliwość”.
Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka
gdyby wszyscy byli silni jak konie
gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości
gdyby każdy miał to samo nikt nikomu nie byłby potrzebny
Dziękuję Ci że sprawiedliwość Twoja jest nierównością
to co mam i to czego nie mam
nawet to czego nie mam komu dać
zawsze jest komuś potrzebne
jest noc żeby był dzień
ciemno żeby świeciła gwiazda
jest ostatnie spotkanie i rozłąka pierwsza
modlimy się bo inni się nie modlą
wierzymy bo inni nie wierzą
umieramy za tych co nie chcą umierać
kochamy bo innym serce wychłódło
list przybliża bo inny oddala
nierówni potrzebują siebie
im najłatwiej zrozumieć że każdy jest dla wszystkich
i odczytywać całość
Jestem też wdzięczna za to, że mogłam myśleć nad tym tekstem jadąc na rowerze przez czerwony afrykański pył i słyszeć z każdej strony „Muli shani”. Czuję wdzięczność za każdy kawałek shimy, za żucie trzciny cukrowej i za dojrzałe papaje. Za każdy czerwony wschód i zachód słońca. Za to co dałeś, co zabrałeś i co zostawiłeś, dziękuję Ci Panie!
Barbara Wiśniewska
Kazembe, Zambia