Mija tydzień odkąd wróciłam do Polski. Nie był i nie jest to łatwy powrót. Cały czas zastanawiam się w jakim miejscu jestem, jak w Alicji w Krainie Czarów – czy jestem po właściwej stronie lustra.
Wyjeżdżając do Kazembe było we mnie mnóstwo obaw. O życie w innej kulturze, mój charakter, odnalezienie się we wspólnocie. A kiedy przyszedł czas wyjazdu, czułam się jakbym opuszczała dom. Zresztą na miejscu bardzo często słyszałam te słowa: “To twój drugi dom, zawsze możesz wrócić”. Więc często zadaję sobie pytanie gdzie jest mój dom, gdzie powinnam być i gdzie tak naprawdę jestem. Czasami tęsknota i poczucie obcości są naprawdę przytłaczające, ale wtedy przypominają mi się słowa pocieszenia jednej z wolontariuszek :” Prawdziwa miłość musi boleć”. Więc niech boli. Dzięki temu wiem, że to wszystko było prawdziwe.
Ostatni tydzień mija mi na wspominaniu. Przeglądam zdjęcia i filmy, słucham zambijskiej muzyki, tęsknię za zambijski słońcem. W głowie mam cały czas obraz małej dziewczynki, która dzień przed wyjazdem powiedziała, że już zaczęła za mną tęsknić. I sama też tęsknię. Dużo, dużo tęsknię. Polska jest teraz melancholijna, sprzyja siedzeniu z herbatą i rozmyślaniu. Zastanawiam się, czy to przypadkiem nie był sen. Czy spełniłam już moją misję? Czy może dopiero teraz ją rozpoczynam? Bo przecież tam dawałam z siebie 100%, byłam uśmiechnięta, radosna, pomocna. Więc dlaczego tutaj tak trudno uśmiechnąć mi się do pani w sklepie, pomóc komuś wysiąść z tramwaju, odebrać trudny telefon. Dlaczego tak łatwo jest mi pomagać na końcu świata, a tutaj już nie? Wiem, że do mnie teraz należy decyzja, czy ta misja się skończy czy będzie trwała dalej. Bo chyba w naszym świecie jest to jeszcze bardziej potrzebne.
Dzieci z Kazembe na zawsze pozostaną w moim sercu. Mój wyjazd nie był długi ale na pewno był ważnym etapem w moim życiu. Teraz ciągle słyszę pytanie, czy chcę wrócić. Oczywiście, że chcę, ale chcę też, żeby moja miłość była odpowiedzialna. Chcę, żeby moja pomoc była realna i konkretna. Wiem, że w moim “zwyczajnym” polskim życiu też muszę jeszcze dużo zrobić. I wierzę, że Pan Bóg chce mnie tutaj. Na razie nie wybiegam w przyszłość. Podczas pisania tego wpisu słucham piosenki:
“Nie pytam o żadne kiedy
Nie pytam jak
Serce we mnie ciągle wierzy
Że lepiej mu nie bić wspak
Nie pytam o żadne z kim
Nie pytam o żadne gdzie
Pierś mi dobry Bóg powierzył
Bym wziął kolejny wdech”
Po prostu wierzę, że kiedyś jeszcze wszystkich ich spotkam. Znowu przytulę Sylvię, Elvisa, podroczę się z Paulem, zatańczę do zambijskiej muzyki.
A teraz chcę być tu i teraz. Doceniać. Być wdzięczną. Chcę wreszcie wrócić.
Barbara Wiśniewska
Kraków, Polska
(wolontariuszka na misji w Kazembe, Zambia)