Ciepły wiatr, powoli zachodzące słońce, grupa maluszków, która przerywa swoją zabawę na ulicy, aby się do nas uśmiechnąć i nam pomachać, radosna gromada śpiewających i tańczących chłopców w Ciloto – tak właśnie powitało nas Makululu.

 

Co to właściwie jest Makululu i Ciloto?

Jeszcze przed wyjazdem rodzina i znajomi dopytywali, gdzie jadę, jak nazywa się ta miejscowość, co to za miejsce, co się tam znajduje? Uśmiechali się, gdy słyszeli „Makululu”, próbowali powtarzać nazwę. Makululu to dzielnica Kabwe – miasta położonego w centralnej prowincji Zambii. Jest to jedna z biedniejszych dzielnic na terenie całej Afryki. Krajobraz tej dzielnicy nieco różni się od tego w centrum miasta. Nierówne piaszczysto-pomarańczowe drogi. Niewielkie domy zbudowano z cegły jeden przy drugim i tylko nieliczne ogrodzono słomianymi płotami. Kobiety gotujące na palenisku przed domem, małe „sklepiki” najczęściej w postaci stołu, na którym leżą pomidory, fasola oraz wszystko, co można sprzedać, aby choć trochę zarobić. Dzieci bawiące się tym, co akurat znalazły na ziemi, spoglądają na nas z uśmiechem, nieśmiało machają, zdarza się, że poproszą o „one coin”.

A jaka jest moja misja?

A ja? Co robię w tym małym wielkim męskim świecie? Spełniam moje misyjne marzenia. Ciloto to także teraz mój dom i moja rodzina. Jestem tu już miesiąc, czas biegnie niesamowicie szybko. Poznaję chłopców, zakątki dzielnicy i miasta, staram się zrozumieć tutejszą kulturę oraz zachowania z niej wynikające. Chłopcy z chęcią uczą nas słów w ich ojczystym języku bemba. Sprawdzają naszą pamięć, śmieją się, gdy przekręcimy wymowę lub gdy zamiast słowa oznaczającego buty powiemy słowo oznaczające kąpiel. Opowiadają
o swoim kraju, chętnie pokazują na mapie, gdzie znajduje się dana prowincja, wymieniają po kolei prezydentów Zambii. Pytają też, kto jest prezydentem Polski, ile lat trzeba mieć, żeby oddać głos w naszym kraju. Są bardzo ciekawi świata, często słyszę „Ba Gosia, teach me!”.

Jestem tu, by towarzyszyć tym młodym chłopcom: pomagać przy nauce czytania, pisania, liczenia, rysowania, malowania, tworzenia czegoś z niczego. Tańczymy, gramy w siatkówkę, piłkę nożną, piłkarzyki. Razem pierzemy ubrania, łatamy dziury. Niektórzy chłopcy zaczęli mówić do mnie „mamo”.  To chyba najlepsze zdefiniowanie mojej misji, bycie chociaż w niewielkim stopniu mamą, dla dzieci, którzy tak jej potrzebują…

„Dziki wiatr budzi strach i marzenie…”

Z nazwą mojego bloga było podobnie jak z nazwą Ciloto, powstała, zanim jeszcze wyjechałam na misję, ale i w tym przypadku wiem, że nie jest ona przypadkowa. Gdy wyszłam z lotniska w Lusace – stolicy Zambii, jako pierwszy przywitał mnie właśnie wiatr. Impepo oznaczający w języku bemba wiatr towarzyszy mi w Makululu nie tylko dosłownie. Wraz z powiewem wiatru dającym wytchnienie w gorący dzień, którego w Ciloto nie brakuje, przychodzi radość, zachwyt, refleksja. Przede mną jeszcze długa misyjna droga. „Co mi da ciepły wiatr? Co zabierze?” zastanawiam się, słuchając piosenki…

Małgorzata Kuchta
Kabwe, Zambia