Dziś niedziela, kończymy tydzień tak bardzo intensywny i pracowity. Niedziela kieruje się swoimi prawami i każda wspólnota ma program dnia, który sprzyja by choć trochę odpocząć.
Z siostrami ze wspólnoty o 7.30 rozpoczęłyśmy dzień od czasu z Panem. Adoracja to niesamowita modlitwa, gdzie w milczeniu możesz dziękować, trwać, uwielbiać i prosić. Zaraz potem o godzinie 9.oo Msza święta z dziewczętami. Uczestniczą wszystkie, choć nie wszystkie należą do Kościoła Katolickiego.
I do obiadu czas wolny… to się zdarza tylko w niedziele, no i nie dla wszystkich…ja i dwie dziewczyny mamy dyżur w kuchni tzn. trzeba przygotować obiad. W kuchni pracuje pani, ale tylko od poniedziałku do piątku, tak więc sobota i niedziela należy do nas. Dziś gotujemy ryż z kurczakiem i pieczonym platano (rodzaj bananów). Nigdy nie myślałam, że banany można piec… i że są aż tak pyszne. Jedno proste danie bez deserów, ale pełnowartościowy posiłek, którego w swych domach po prostu nie mają.
Obiad o godzinie 12.30 mimo niedzieli jemy w miarę szybko, bo o 14.00 rusza nasze niedzielne Oratorium Maryi Wspomożycielki, po prawie 3 miesięcznej przerwie. Tak, wakacje w Wenezueli trwają trzy miesiące. Jeszcze w trakcie obiadu rozbrzmiewa dzwonek. Pierwsze dzieciaki już są przed czasem. Tu z punktualnością to różnie bywa, zawsze przychodzą spóźnieni, ale na oratorium przed czasem!!! Dla nas wielka radość.
Najpierw stolik z zapisami i na boisko! Tam już muzyka, piłki i animatorzy czekają. Od godziny 14.00 do 17.00 czas aktywności sportowych, tanecznych i moment formacyjny. Na pierwsze oratorium po przerwie przyszło ponad 80 dzieciaków, za tydzień będzie ich dużo więcej… to pewne.
Dziś dla mnie był taki mocny moment. W pewnym momencie zobaczyłam grupę najmłodszych dzieciaków, takie 6, 7-latki w naszym żywopłocie. Podchodzę bliżej… co oni tam robią? A oni zrywają czerwonawe kulki w swoje małe rączki i zajadają. Jeden z chłopców nazbierał dwie pełne kieszenie by zanieść do domu… I cóż dołączam do nich.
Jedna z dziewczynek pyta: „Siostro, a będzie coś do jedzenia? Jestem głodna, dziś nie jadłam obiadu.”
Odpowiadam: „Tak, będzie podwieczorek.”
Cóż, nie potrzeba więcej komentarza. My możemy dać kawałek bułki, tylko dzięki Waszej pomocy.
Kończymy podwieczorkiem tj. bułka z kubkiem zimnej lemoniady… i to moment jakby najważniejszy. Tyle salezjańskiej radości i do zobaczenia za tydzień.
Podczas wieczornej modlitwy psalmami miałam w głowie twarze tych naszych dzieci.
S. Marzena Kotuła
Puerto Ayacucho, Wenezuela