Witajcie ponownie Kochani,
Korzystam z troszkę wolniejszego czasu, gdyż dziś rząd zarządził „paro civico”. Dzieci nie idą do szkoły. A my przez to mamy zablokowane spowiedzi wielkopostne, szkolne. Znowu musimy zmienić plan zajęć. By nie marnować zanadto czasu, dołączam do grupy wychowawców i pielęgniarek i wyruszam z nimi na ulice. Przez kilka dni, z powodu innych ważnych zajęć, nie mogłem uczestniczyć w spotkaniach razem z odpowiedzialnymi za tę grupę dzieci ulicy.
Jest 8:30, przed chwilą skończyłem odprawiać mszę i wraz z wolontariuszem z Niemiec, Łukaszem, wychowawcą i pielęgniarką wyruszamy na ulice. Jesteśmy zaopatrzeni w odpowiednie leki i ubrania otrzymane od darczyńców, a także jedzenie. Dochodzimy do czwartej obwodnicy, ulicy Banzer, gdzie zwykle można spotkać młodych ludzi koczujących w różnych miejscach. Dochodzimy do mostu na skrzyżowaniu ulic.
– Tu przedwczoraj widziałem naszych podopiecznych- komunikuje wychowawca. Faktycznie, pod mostem napotykamy cztery osoby śpiące, przykryte tekturą. Smacznie śpią, nie budzimy ich. Idziemy dalej na drugą stronę, na ul. Beni, gdzie spotykamy resztę nastolatków, którzy myją szyby zatrzymujących się na rondzie, na czerwonym świetle, samochodów.
– My idziemy pod most tylko spać, jesteśmy w ruchu w różnych miejscach, nie dajemy się z złapać nagonce policyjnej, bo ci zabierają nas na komendę i nas spisują, albo kierują do różnych ośrodków.
Viviana, młodziutka dziewczyna powiedziała, że już nie śpi na ulicy. Policja zabrała ją do ośrodka, ale dwa razy z niego uciekła, nie może przyzwyczaić się do codziennych obowiązków ani do szkoły. Skarży się na spuchnięty i obolały brzuch, wygląda jakby była w ciąży. Po wstępnych oględzinach nasza pielęgniarka poprosiła, by poszła do lekarza, podając jej na zapisanej kartce adres znajomego, współpracującego z nami doktora. Obok stoi inna dziewczyna, Marianna z kilkuletnią dziewczynką.
– Ciągle, szczególnie w nocy, krwawi z nosa i ma gorączkę- mówi Marianna. Byłam u lekarza, ale nic nie pomogło. Pielęgniarka zaleciła, by jeszcze raz udała się na konsultacje do naszego doktora albo do ośrodka zdrowia, gdzie też zaprzyjaźnieni lekarze pomagają nieodpłatnie.
Zaobserwowaliśmy, że kilkakrotnie przejeżdża obok nas policja, ale tylko zwolnili, nie zatrzymali się. Młodzi już przygotowywali się do ewentualnej ucieczki. Tym razem obyło się bez aresztowań.
Już mija południe, musimy wracać. Skracamy drogę przez rynek, przechodząc przez rondo zauważamy zmobilizowaną grupę policji. Nieopodal kanału stoi kilka dziewczynek, zagajamy rozmowę, one też są mieszkankami kanałów.
– Nie wracamy pod most, bo policja dziś kontroluje. Nie chcemy, by nas zabrali do ośrodka wychowawczego.
Zostawiamy im trochę jedzenia i ubrań. Czas goni, musimy wracać do naszego ośrodka, bo już minęło południe, czekają inne zajęcia. I tak mija dzień za dniem. Nasza służba, ktoś powiedział, jest syzyfowa. Być może, ale te dzieciaki często mają tylko nas, więc kto inny im pomoże?
Ks. Andrzej Borowiec
Santa Cruz, Boliwia
W Wielkim Poście wspieramy dzieło prowadzone przez ks. Andrzeja w Boliwii. Ty też możesz pomóc dokonując wpłat na konto 50 1020 1169 0000 8702 0009 6032 z dopiskiem Projekt 732.