Adwent w Zambii różni się do tego w Polsce pogodą i brakiem tradycji rorat, ale jest wieniec adwentowy, cztery świece, rekolekcje. Na ten czas, przygotowałyśmy z Olą kalendarz adwentowy. Na ścianie, przy wykorzystaniu kleju i sznurka, powstał obrys choinki, na której zawieszałyśmy wycięte z kolorowego papieru bombki i zadania adwentowe. Pytałyśmy chłopców o realizację zadań, odpowiedzi były zwykle twierdzące. Niestety po kilku dniach drzewko zostało zniszczone i poginęły kolorowe bombki, co spowodowało u nas frustrację. Na zdjęciu prezentuje się wersja druga, po naprawie.

Trudno dla takiej grupy dzieci kupić prezenty, więc… tradycyjnie przed świętami chłopcy pojechali do miasta na zakupy. Mają budżet 110 K (1$ = 21 K), gdzie 60 K jest na ubrania i 50 K na słodycze. Z tej sumy za 20 K musieli kupić coś dla biednych.

Wyjazdy na zakupy przedświąteczne to tradycja Ciloto i niektórzy chłopcy wracają z ulicy tylko z tego powodu, są tacy, którzy przyprowadzają swoich braci, kolegów. Nieważne kiedy przyszli do Ciloto, wszyscy jadą na zakupy. Może dzięki zakupom poczują się w Ciloto jak u siebie, zerwą z ulicą.

Na zakupy jedziemy w dwóch grupach, pierwsza na „new market” po ubrania, druga natomiast do supermarketu. Na „new market” zwanym również marketem kucanym – bo towar porozkładany jest na matach leżących na ziemi, można kupić używaną odzież (spodnie 15-20 K, koszule i t-shirty za 10-15 K). Sprzedawane tam ubrania są dobrej jakości, ale należy sprawdzić stan. Wspólnie z chłopakami wybieramy koszule i spodnie do kościoła. Niestety często muszę korygować ich wybory białych/beżowych spodni, różowych koszulek. Dla niektórych z nich nie ma znaczenia, jak są ubrani, inni bardzo starannie dobierają swoją garderobę. W czasie zakupów spotykamy Lewisa, naszego chłopca, który od momentu zakończenia zajęć w szkole nie przychodził do Ciloto. Na „new market” sprzedaje reklamówki. Nie chciał z nami rozmawiać. Chłopcy spotykają również znajomych z ulicy. Nie wiem, o czym rozmawiają i mam obawy. Na markecie przechodnie i sprzedawcy zaczepiają mnie i pytają, czy to moje dzieci. Tak, to moje dzieci. Mamy ich blisko 80.

Wracając z supermarketu samochód przejeżdżał obok miejsc gdzie pracują chłopcy ulicy. Nasi chłopcy pokazują kolegom z ulicy reklamówki z zakupami. To chyba najlepsza reklama.

Po powrocie do domu wszystkie reklamówki zostają podpisane i złożone w biurze. Dzień przed świętami chłopcy otrzymują reklamówki ze swoimi zakupami. Każdy z nich decyduje, jakie rzeczy przeznacza dla biednych. Ostatecznie jest to cały duży worek rzeczy: jedzenia, ubrań, słodyczy. Po świętach chłopcy pojadą przekazać dary biedniejszym. Swoje ubrania natomiast przymierzają i pokazują przyjaciołom.

Przed świętami jest też czas na skupienie. Przyjeżdża ks. Gabriel i wygłasza konferencję, jest również okazja do spowiedzi w cieniu drzewa.

My w tym czasie, wspólnie Olą próbujemy ogarnąć chłopców, którzy nie są ochrzczeni i nie byli u I Komunii Świętej i przygotować z papieru dekoracje świąteczne.

 

Monika Łączyńska
Makululu, Zambia