Wśród 47 placówek adopcyjnych jedną prowadzimy na Ukrainie. Tam pomoc otrzymują zdolne dziewczęta, które chcą kontynuować naukę, ale nie mają warunków materialnych. To historia jednej z nich:
Jestem Mriczka, mam 17 lat. Pochodzę z Wielkiej Berezowicy, nieopodal malowniczego Tarnopola. Mój tata Jarosław jest duchownym w Kościele greckokatolickim. Przed laty został posłany do dalekiego Kazachstanu do pracy misyjnej wśród katolików obrządku wschodniego. Tam się urodziłam. Bóg podarował mi wspaniałych rodziców, niesamowicie od siebie odmiennych i 5 cudownych młodszych braci. Moja mama Halina od dzieciństwa uwielbia malować. Razem z tatą uczyli się pisania ikon u artysty z sąsiedniej wioski, który rozpisuje ikonami cerkiew. Teraz mama sama pisze piękne ikony. Ostatnio, z myślą o najmłodszych mieszkańcach, szarą klatkę schodową w naszym bloku wymalowała w bajkowe obrazy. Moi rodzice bardzo nas wspierają. Dokładają starań, abyśmy wyrośli na mądrych, uczciwych i samodzielnych ludzi.
Obecnie uczę się na drugim roku we Lwowskim Kolegium Muzycznym im. Stanisława Ludkiewicza. Mój szlak muzyczny rozpoczął się w dzieciństwie, kiedy moja ciocia zapisała mnie do szkoły chóralnej „Zorynka”. Potem rozpoczęłam naukę gry na bandurze w Ostrowskiej Średniej Szkole Muzycznej. Z chórem bandurzystów zdobywałam nagrody na wielu festiwalach krajowych i międzynarodowych. Nauka nie była łatwa. Codziennie kilka godzin ćwiczyłam grę na instrumencie, ale pomyślnie ukończyłam liceum. Przy wsparciu rodziny mój wysiłek przynosi efekty, a muzyka daje ludziom wiele radości. To jeszcze bardziej mnie motywuje. Założyliśmy zespół muzyczny i chór. Razem z młodzieżą z parafii organizujemy koncerty i akcje charytatywne.
Kiedy przyjęto mnie do kolegium muzycznego we Lwowie, najbardziej niepokojącą kwestią było zakwaterowanie i utrzymanie. Od cioci dowiedziałem się o szlachetnej misji sióstr salezjanek. Zostałam przyjęta do internatu i mogłam spokojnie rozpocząć nowy etap edukacji. Było to możliwe dzięki Opiekunom Adopcyjnym. Jestem wdzięczna Bogu za możliwość zamieszkania w domu z kochającymi siostrami i nowymi koleżankami, które w krótkim czasie bardzo polubiłam.
Mam wiele pasji. Najbardziej marzę, aby w przyszłości pomagać ludziom, materialnie jak i duchowo, tak jak inni pomagają mnie i mojej rodzinie. Pragnę zostać solistką Opery Wiedeńskiej z bandurą i nieść Ukrainę w świat. Nie wiem, co mnie czeka w przyszłości, los zawierzam Bogu. Myślę, że najważniejsze to pozostać sobą; szczerą, dobrą i prostą. A w prostocie tkwi tajemnica geniuszu.
Lwów i Odessa
Bieda nie rzuca się tu w oczy, a turysta może jej nawet nie dostrzec. Jest ukrywana za reprezentacyjnymi centrami miast i zabytkową architekturą. Jest wiele dzieci i młodzieży opuszczonej, zagrożonej, potrzebującej wsparcia materialnego, a jeszcze bardziej ciepła, dobrego słowa czy po prostu zainteresowania.
.
Adopcja na Odległość na Ukrainie
We Lwowie i Odessie, dużych ośrodkach uniwersyteckich, siostry salezjanki prowadzą internat dla dziewcząt z ubogich i wielodzietnych rodzin. Warunki sanitarne, a przede wszystkim moralne w państwowych akademikach, są często nie do przyjęcia. Dziewczęta pochodzą z miejscowości odległych od miast uniwersyteckich (od Lwowa i Odessy).
Siostry prowadzą działalność apostolsko-wychowawczą we współpracy z Kościołem obrządku grekokatolickiego oraz salezjanami. Dają dziewczętom możliwość nauki, wychowania i bezpieczeństwa. Niestety chętnych jest więcej niż miejsc w domu. Nasze podopieczne dobrze się uczą, są odpowiedzialne, doceniają poświęcenie rodziców i ofiary Darczyńców.
Zachęcamy do śledzenia aktualności i cyklu „Adopcja na Odległość. Prezent na cały rok”.