MOJA #MISJA, MOJE ŻYCIE
Widzieli biedę, cierpienie, choroby.
Poszukiwali odpowiedzi. Każdy znalazł inną.
Magda i Robert mieszkają w Peru. Ola jest żoną i matką. Paulina jest logopedą, Wiktor wychowawcą, Tomek podróżuje autostopem. Sześć historii ludzi, którzy wyjechali pomagać na innych kontynentach i odnaleźli w życiu pasję.
Wejście po schodach sprawia trudność. Jakby brakowało tlenu. Przybysz z daleka uczy się oddychać. Chłopcom nie sprawia to trudności. Ich dom zbudowany jest na wysokości 2 900 m n.p.m. Wysoko. Razem z nimi mieszka Magda i Robert, polsko-peruwiańskie małżeństwo. Mieszkają w Calce, miejscowości położonej w Andach Środkowych, w Świętej Dolinie Inków.
Magda wyjechała do Peru w 2011 roku. Pracowała w San Lorenzo, Marco, Lares i Limie. Pracowała na slumsach i w dżungli. Opiekowała się sierotami i opuszczonymi. Znała dzieci ulicy wyrzucone z domu przez mamę. Dzieci, którym ktoś powiedział: „musisz iść na ulicę, musisz sprzedawać, musisz kraść, żeby przeżyć”. Wydawało się, że nie ma dla nich innej drogi.
Jose mieszkał z rodzicami w dżungli. Tata zmarł. Mama zamieszkała z innym mężczyzną. Syna zostawiła samego. Trafił do Limy, do domu dla chłopców ulicy. Zdobył zawód i pracę. Dla Magdy to była motywacja do pracy. Jej duchowe dzieci wychodzą z bezdomności. Tak jak Juan, Francisco, Pablo.
Robert jest Peruwiańczykiem, pochodzi z Huancayo. Pracował w Limie i Marco. Był wychowawcą, uczył dzieci i młodzież pisania i czytania. Ze studentami rozmawiał o ich problemach i marzeniach. Wie, że w wychowaniu najważniejsza jest obecność.
Magda i Robert pracowali razem. Zakochali się w sobie i wzięli ślub. Teraz tworzą rodzinę w domu dla chłopców w Calce. Bez kłótni, krzyków, picia alkoholu i brania narkotyków. Dla ich podopiecznych to zupełnie nowa rzeczywistość. Ta nowość powoli sprawia, że w ich oczach nie widać już gniewu, zazdrości, złości. Widać miłość, bezinteresowność i radość.
Wiktorowi studia z geodezji miały zapewnić spokojną przyszłość. Wszystko zmieniło się podczas wyjazdu na wolontariat do Albanii. Po powrocie rzucił studia, pół roku później rozpoczął inny kierunek – resocjalizację. Wiktor pomagał w domu dziecka, pracował jako streetworker. Utwierdzał się w przekonaniu, że praca z młodzieżą to jest to, co chce robić w życiu. Teraz pracuje jako wychowawca w domu dziecka.
– Mógłbym mieć takiego tatę jak wujek – Wiktor usłyszał te słowa z ust 15-letniego chłopaka, który ma swoim koncie pobicie, pobyt na oddziale psychiatrycznym, który doświadczył domowej przemocy. W takich momentach Wiktor wie, że to, co robi, to jego misja. Niedawno skończył pracę magisterską o byłych członkach mafii i więźniach. Pisał o przemianach ich życia i wychodzeniu z przestępczości. W indywidualnych rozmowach odkrył, że każdy z nich był kiedyś dzieckiem, któremu brakowało miłości.
Wiktor swoją żonę poznał na spotkaniach wolontariatu misyjnego. Razem pracowali na misji w Albanii. Teraz mają synka, są szczęśliwą rodziną, która codziennie – jak sami to określają – rzeźbi własne małżeństwo, rodzicielstwo i szczęście.
Ola mówi, że żyje z ludźmi i dla ludzi. W Zambii i Kirgistanie odkryła, że do pełnej i wartościowej realizacji siebie potrzebuje drugiego człowieka. Jest żoną i matką, pracuje zawodowo i pomaga w Stowarzyszeniu „Dbamy o Mamy”, prowadzi bloga i warsztaty „Micha Zdrowia”. Chce stworzyć zajęcia fitness dla mam z dziećmi. Młode mamy mają wiele potrzeb, ale serca i zaangażowania Oli jest jeszcze więcej. Ola ma wiele pomysłów. Jej motorem do działania jest rodzina. Jak sama mówi, małżeństwo i macierzyństwo to najwspanialsza przygoda, misja jej życia.
Paulina sądziła, że wybór studiów logopedycznych był błędem. Kiedy zdecydowała się wyjechać do Afryki liczyła, że podczas wyjazdu odnajdzie inny pomysł na siebie. Misja bardzo ją zaskoczyła. Już od początku pobytu w Zambii spotykała ludzi, którzy prosili ją o pomoc w trudnościach z mową. W końcu zaproszono ją do szpitala, w którym mogła pomóc chorym z zaburzeniami komunikacji. Po powrocie z misji Paulina nie szuka już pomysłu na siebie. Szuka różnych pomysłów na swój zawód. Afryka pokazała jej, że przypadki nie istnieją, a każdy błąd to nowa szansa. Bóg zawsze ma dla nas pomysł. Tym razem zawód Pauliny okazał się cennym narzędziem na misjach.
Tomek od pięciu lat razem z grupą młodych osób wyrusza w podróż bez celu. Przez tydzień przemierzają polskie i europejskie drogi. Nie wiedzą, dokąd pojadą, gdzie będą spać i co jeść. Ufają, że niczego im nie zabraknie. Bywa ciężko, czasami stoją kilka godzin w deszczu, a żaden kierowca nie chce ich zabrać.
– Bóg się zatroszczy. To, co potrzebne, otrzymamy za darmo – mówi jeden z uczestników. Dziwne. Paradoksalnie, w tak ekstremalnych warunkach, kiedy niczego nie mogą być pewni, ich zaufanie wzrasta.
Tomek jest jednym z organizatorów rekolekcji autostopowych Piękne Stopy. Podczas wolontariatu w Ugandzie odkrył, że najważniejszy jest zawsze człowiek. To, co w naszej kulturze często uważa się za „nieefektywne”, jest tak naprawdę najbardziej wartościowe – zwykłe bycie z drugim człowiekiem i obdarowywanie się serdecznością. Tomek przekonał się, że jego praca i czas jest wartością, której nie warto trwonić na mało znaczące rzeczy.
Te sześć historii, z pozoru tak różnych ludzi, łączy jedno – wolontariat misyjny. Wszyscy wyjechali na inne kontynenty, żeby pomagać dzieciom i młodzieży. Żyli w skromnych warunkach, bywało, że bez ciepłej wody i prądu. Odkrywali radość, uczyli się zaufania i bezinteresowności. Teraz są ludźmi, którzy żyją swoją misją.
A jaka jest Twoja #misja?
Magdalena Piórek
Salezjański Ośrodek Misyjny