Początek września nadchodzi wielkimi krokami, a co za tym idzie, zbliża się również koniec mojego pobytu w Wybrzeżu Kości Słoniowej.
Mam wrażenie, że tutaj czas płynie inaczej. Brak pośpiechu, presji i pędu pozwala złapać oddech od mojej codziennej gonitwy. Choć czasem bywa trudno – na przykład, gdy wyrobienie ubezpieczenia trwa godzinę zamiast dziesięciu minut lub gdy lekarz, który miał być za chwilę, dociera z dwugodzinnym opóźnieniem – to jednak bardzo cenię ten czas. Zmienia on perspektywę i pokazuje, że można żyć inaczej.
Najlepszymi nauczycielami kosztowania chwili są dzieci. Ostatnie tygodnie, które udało się spędzić w ich towarzystwie, upewniły mnie w przekonaniu, jak niewiele trzeba, by czas, choć na moment stanął w miejscu. Chwila uwagi, szeroki uśmiech czy też spojrzenie w oczy mogą sprawić, że rzeczywistość nabiera nowego wymiaru. Choć zajęcia wakacyjne w Duékoué dobiegły końca, to czas spędzony wspólnie na boisku pozostanie na zawsze w moim sercu. Mimo że po ludzku dałam im naprawdę niewiele, ponieważ po francusku nadal(!) nie potrafię zbudować pełnego zdania, to mam wrażenie, że kręcenie skakanką, wspólna gra w łapki lub klasy mają o wiele większą wartość, niż długie dyskusje. Przede wszystkim liczy się obecność i relacja, która dzięki niej może powstać. Liczy się „tu i teraz”!
Od niedawna pomagamy w szkole podczas wakacyjnych zajęć z języka angielskiego, podczas których dzieci, zapisane przez swoich rodziców, utrwalają wiedzę zdobytą podczas roku szkolnego. Tuż za oknem klasy, w której przeprowadzane są lekcje, rozciąga się szeroka panorama pobliskich slumsów. Podczas gdy dzieci przepisują do zeszytów treści z tablicy, mój wzrok wędruje za okno. Na ulicy pełnej zgiełku i hałasu, tuż za murem placówki, co jakiś czas pojawiają się młodsi przechodnie. Często brudni, zaniedbani, goniący za toczącą się oponą, prawdopodobnie znalezioną za rogiem, która zastępuje im zabawki. Niekiedy nasze spojrzenia się krzyżują i w tych momentach wiem jedno – nie mogę im dać nic więcej poza uśmiechem. Część z nich w odpowiedzi odwraca wzrok, inni udają, że nic nie widzieli, a pozostali mniej lub bardziej śmiało odpowiadają tym samym gestem. Mogłoby się wydawać, że to niewiele, jednak dla części z nich może to być jedyny tego dnia gest życzliwości skierowany w ich stronę. Warunki, które panują w slumsach, nie mają nic wspólnego z beztroskim dzieciństwem.
Dlatego próbuję nie przegapić żadnej chwili, która jest przede mną. Codziennie na nowo staram się dostrzegać najprostsze rzeczy, które tak naprawdę dają najwięcej radości. Mimo że nie zawsze jest idealnie i czasem bywa trudno, próbuję nie poddawać się. Przypominam sobie, jaką wartość ma jeden uśmiech, ile radości daje najprostszy gest i jak wiele dobrego potrafi zdziałać.
Dlatego odważ się być dobrym tam, gdzie jesteś i zacznij od uśmiechu! Czasem najprostsze gesty, o których tak często zapominamy, mogą mieć największe znaczenie.
Dominika Kacperska
Duékoué, Wybrzeże Kości Słoniowej