Od naszego wyjazdu na wolontariat minęły już prawie dwa lata, a dokładnie 658 dni. Po tym czasie myślę, że na wszystko, co tam się wydarzyło, mogę spojrzeć już zupełnie z innej perspektywy. Na spokojnie, mniej emocjonalnie, bardziej dojrzale i świadomie.
Muszę przyznać, że był to najpiękniejszy, a jednocześnie najtrudniejszy czas w moim życiu. Czas poznawania siebie na nowo, w ekstremalnych wręcz warunkach i przekraczanie swoich barier, na które nie zawsze było się przygotowanym.
Pierwsza myśl, która nasuwa się w odpowiedzi na pytanie: „Co jest pięknego w wolontariacie misyjnym?”, brzmi: „WSZYSTKO”, ale po analizie tak wcale nie jest…
Misja to prawdziwa lekcja pokory, niegasnącej cierpliwości. Prawdziwa lekcja miłości, która jest trudna, sprawia ból. Uczymy się patrzeć z miłością na drugiego człowieka, który nie zawsze jest dla nas dobry. Jego słowa, gesty często sprawiają przykrość, po ludzku ranią.
Pobyt na misjach uczy jak się nie poddawać i nie rezygnować. To prawdziwy test wiary, zaufania do Boga. Ach, ile razy to chciało się wrócić do Polski…
Misja to codzienne obowiązki. Misja to uśmiech, ale też i łzy. Misja to też lekcja doceniania, otwarcia oczu pod innym kątem. Misja to najmniejsze gesty, które tworzą jedną, wspólną całość, pod warunkiem, że podyktowane są z serca.
Misja to dawanie przykładu, wzoru do naśladowania, bycie prawdziwym i autentycznym. Misja to czas akceptacji, że nie na wszystko mamy wpływ i że nie każdemu możemy pomóc.
Misja to czas odkrywania, że taka, jaka tam jestem, jestem wystarczająca, mimo iż nie wszystko mi wychodzi. Misje to czas bycia z drugim człowiekiem. Misje to prawdziwa lekcja życia.
Na koniec wyjazdu usłyszałam słowa, które towarzyszą mi po dziś dzień – żeby zapomnieć o tym wszystkim, co sprawiło nam przykrość, czy trudności, a najlepiej wybaczyć.
Z perspektywy czasu tak jest, częściej wspomina się dobre chwile, niż te trudne.
Zaczęłam doceniać możliwość życia w Polsce, doceniać rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi, szukam szczęścia w codzienności.
Doświadczenie wolontariatu sprawiło, że mogłam zobaczyć dwa różne światy, ale zamiast szukać różnic, zauważam rzeczy, które nas łączą.
Dziękuję za każdego człowieka, którego miałam okazję spotkać na swojej misyjnej drodze. Za Julię, na którą zawsze mogłam liczyć i mogę po dziś dzień, bo jednak wspólne przeżycia łączą.
Jestem wdzięczna, że mogłam być malutką częścią misji i dać komuś cząstkę siebie, a otrzymać po stokroć więcej.
Myślę, że moja misja wciąż trwa, tylko zmieniło się jej położenie geograficzne, ludzie stali się bledsi, bardziej zabiegani, pozbawieni czasu na miłość.
Afryka na stałe znalazła miejsce w moim sercu, więc – do zobaczenia! Jeszcze kiedyś tam wrócę.
Joanna Matuszek
Mansa, Zambia