Podczas wolontariatu w Zambii nieco inaczej świętowałam Wielkanoc. Nic mnie szczególnie nie poruszyło w czasie trzydniowej liturgii. Na misji w Zambii brakowało wielu symboli znanych mi z Polski. Zamiast płaszcza wiosennego i butów na obcasie założyłam białą koszulkę, chitengę (afrykańską chustę) w kwiatki – hit sezonu “pora deszczowa 2016” i szare trampki.

WIELKI CZWARTEK – AUTOSTOPEM DO KOŚCIOŁA

Msza święta w Makululu (dzielnicy Kabwe) miała się rozpocząć o godzinie 16.00. Wyszłyśmy z domu z myślą złapania busa. Jeden przejechał obok nas. Nie zatrzymał się, bo był przepełniony. Za nim jechał granatowy samochód osobowy. Sylwia machnęła ręką. Samochód się zatrzymał. Zdyszana (po ostatnim zapaleniu oskrzeli wciąż kondycja kuleje) niewiele myśląc, wskoczyłam za Sylwią do auta. Kierowcą był Zambijczyk. Okazało się, że jest księdzem katolickim. Podobno już się spotkaliśmy. Ja go nie pamiętałam. Jechał właśnie do Makululu w odwiedziny do chorej kuzynki. Podwiózł nas pod sam kościół i zastanawiał czy zostać na Mszy Świętej. Nie miał jednak alby ani stuły. Problem się szybko rozwiązał. W zakrystii znalazł dodatkowe szaty liturgiczne. Zdziwiłyśmy się. Ksiądz, który spontanicznie zdecydował się koncelebrować Mszę Świętą, wyszedł do ludu. Głosił kazanie w lokalnym języku. Bez przygotowania. Mówił tak, że parafianie słuchali go z otwartymi ustami. Co chwila wybuchali śmiechem. I my się śmiałyśmy. Mimo że nie rozumiałyśmy żartów. Śmiałyśmy się, że przypadkowo w Wielki Czwartek przyprowadziłyśmy księdza do kościoła.

Potem nastąpił obrzęd obmycia nóg. Dwunastu mężczyzn usiadło na pierwszym stopniu prezbiterium. Ksiądz Jerzy dokonał symbolicznego gestu służby.

Po Mszy Świętej adorowaliśmy Najświętszy Sakrament. Dziękowałam Panu, że zostawił nam siebie pod postacią chleba. Dziękowałam, że codziennie w ten sposób do mnie przychodzi.

WIELKI PIĄTEK – JAJKA BIBUŁĄ MALOWANE

O godzinie 10.00 uliczkami Makululu wyruszyła Droga Krzyżowa. Zakończyła się tuż przed 15.00. Nie uczestniczyłyśmy w tym nabożeństwie. Rano malowałam jajka. Wrzątkiem zalałam bibułę: czerwoną, żółtą i zieloną. Każdy kolor w oddzielnym kubku. Powstał barwnik. Następnie do kolorowego płynu wrzucałam świeżo ugotowane jajka. Afrykańskie pisanki wyszły naprawdę ładne!

Później piekłam ciasta na święta. Pomiędzy plackami wymykałam się z kuchni do kaplicy, by rozmyślać i modlić się. Na godzinę 15.00 dotarłyśmy z Sylwią do Makululu, by tam uczestniczyć w Liturgii Wielkopiątkowej.

Podczas Liturgii Słowa parafianie w białych albach czytali opis Męki Pańskiej. Następnie adorowaliśmy krzyż. Spodziewałam się, że po zakończeniu Mszy Św. Pan Jezus symbolicznie zostanie przeniesiony do grobu, podobnie jak w Polsce. W Zambii nie ma tego zwyczaju. Odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia i zakończyliśmy Liturgię.

WIELKA SOBOTA – PLASTELINA DO PASCHAŁU

Rano spotkałam w kuchni ks. Andrzeja. Stał nad rozgrzaną płytą elektryczną i topił czerwoną świecę. Formował grono do paschału, gdyż jedno się zagubiło. Doszliśmy do wniosku, że można je zrobić z plasteliny. Wybrałam najodpowiedniejszy kolor. Zrobiłam kulkę. Po problemie. Paschał jak się patrzy!

Liturgia Słowa zawierała osiem czytań oraz Ewangelię. Wszystko w lokalnym języku chibemba. W telefonie komórkowym przeczytałam czytania w języku polskim.

Następnie – Liturgia Chrztu. Poświęcenie wody. Czterdzieści trzy osoby przyjęły sakrament chrztu. Wśród nich jedna z naszych dorosłych uczennic z Don Bosco School. Wody nie żałowano. W krótkim czasie podłoga kościoła zamieniła się w kałużę.

Po przyjęciu Komunii św. dziękowałam Panu. Uwielbiałam Go za to, co dla nas zrobił. Oddałam Mu jeszcze raz wszystkie trudności Wielkiego Postu. Patrząc przez pryzmat Zmartwychwstania trudy i cierpienia mają sens. Chrystus ten sens nadał!

Po zakończonej Mszy św. nie było procesji rezurekcyjnej ze względu na “ciemności egipskie (zambijskie)” i podeszczowe błoto wokół kościoła.

NIEDZIELNE I PONIEDZIAŁKOWE ŚWIĘTOWANIE

Niedziela Wielkanocna przebiegła radośnie i świątecznie. Po Mszy Świętej o godzinie 9.00 zjadłyśmy z Sylwią świąteczną jajecznicę, sałatkę z tuńczykiem i grzanki. Wypiłyśmy pyszną kawę z ekspresu. Na deser: mazurek, napoleonka, szarlotka i babka z czekoladą i bananami. Same robiłyśmy. Po południu razem z wolontariuszką z Włoch i dwiema Zambijkami wybrałyśmy się na lody. Nasze pierwsze lody w Kabwe!

W Poniedziałek Wielkanocny spotkałyśmy się z Polakami, którzy mieszkają w okolicy Kabwe. Msza Święta. po polsku. Tęskniłam za nią. Następnie niekończące się rozmowy z księżmi, siostrami i wolontariuszami. O dziwo wszyscy biali i mówiący po polsku! Siostra Ernesta, najstarsza ze zgromadzonych pamiętała o polskiej tradycji śmigusa dyngusa.

Mimo braku wielu symboli i śpiewów podczas przeżywania Triduum Paschalnego czuję radość. To, co świętowaliśmy w ostatnich dniach, nadaje sens całemu mojemu życiu. Jak się nie cieszyć!

… a przecież w trampkach wygodniej jest skakać!

Paulina Daniluk
Pracowała na misji w Zambii w 2016 roku