W wioskach żyją z dnia na dzień. Polują, hodują zwierzęta i uprawiają kawałek ziemi. Wszystko starają się zdobyć i wyhodować, a dokupują jedynie sól i cukier. Tutaj rządzi klan, chłopcy są obrzezani, mężczyźni mogą mieć kilka żon. Angolczycy dodatkowo są bardzo wrażliwi na słowa, gesty, przesądy i uroki.

Wiara w przesądy i uroki jest bardzo mocno zakorzeniona w kulturze i codzienności Angolczyków. Jest ich bardzo wiele, np. gdy rodzice umrą, to od razu trzeba ochrzcić dzieci, żeby nie sprowadzić na nich śmierci czy nie wolno pochwalić zwierząt gospodarskich, bo mogą zdechnąć. Słowa mogą sprowadzić nieszczęście, więc nie można powiedzieć o zagrożeniu pożarem, gdy wypalają trawy obok wioski, bo jeśli ogień zniszczy dachy lub całą wioskę, zostanie się oskarżonym o rzucenie uroku. Nie rozumieją przewidywanie, przyczyny i skutku działań, a wyjaśnienia szukają w przekazywanych wierzeniach. Jeśli chcą rzucić urok, to podchodzą do tego bardzo poważnie, wypełniają skrupulatnie polecenia szamana. Gdy zobaczą, że nie odniosło to skutku, to zaczynają się bać i żyć w lęku, bo przekleństwo wróci do nich. Podobnie w przypadku chorób trzeba odnaleźć winnego uroku, a nie przyczynę dolegliwości. Wtedy cała rodzina musi przyjechać do domu chorego i przyznać się do wszystkiego, co się złego powiedziało, zrobiło lub pomyślało.

– Zostałem zaproszony do domu chorej dziewczynki. Nagle została jakby sparaliżowana, z dnia na dzień była coraz słabsza. Najpierw zauważono to w szkole, że dziewczynka przestała pisać bo nie mogła unieść ręki. Lekarze nic nie pomogli. W rodzinie rozeszło się, że ktoś rzucił czar, ktoś w tej rodzinie przekroczył pewne granice, wszedł na ścieżkę zła czy też otworzył na nie furtkę. Cały zaś ciężar spadł jakby na najmniej winne dziecko. Nastąpił obrzęd przyjścia do domu wszystkich członków rodziny z całego kraju.  W końcu zawołano i mnie żebym się z nimi pomodlił. Po modlitwie, pocieszyłem matkę dziecka i zostawiłem im końską maść, którą zabrałem ze sobą. Powiedzieli potem, że pomogła. Jak wychodziłem, to zaczepił mnie jeden z członków tej rodziny i powiedział, że czuje się winny choroby tego dziecka. Przyznał, że nadużywa alkoholu i poprosił o modlitwę. Tłumaczył mi, że jest zniewolony, demon wszedł w niego i zaatakował najsłabszą osobę z rodziny. Zresztą obrzęd zebrania rodziny służy temu, żeby przyznać się kto, co zrobił, odwołać to – odpowiada o pracy w wiosce ks. Paweł Libor.

Angolczyków wyróżnia również wysoka wrażliwość na gesty i słowa. Jeśli ktoś ich nie pozdrowił, to może popsuć cały im dzień i będą chcieli wyjaśnić sytuację. Dla nich zbyt ostry ton wypowiedzi wywołuje falę emocji i wycofania się z sytuacji. Nie patrzą, że ktoś może mieć rację i zwrócił uwagę na konkretną sytuację, np. nieporządek, a skupią się na tonie wypowiedzi i mogą nawet nie przyjść do pracy. Może to wynikać z małej pewności siebie, bo ich rasa przez wieki uważana była za gorszą.

Tradycyjne obrzezanie chłopców

W Angoli panuje nadal system inicjacji czyli stawania się dorosłym mężczyzną oraz wojownikiem, zainteresowany ma zdobyć odpowiednie umiejętności radzenia sobie w nowej roli społecznej, którą niebawem dane mu będzie przyjąć; do nich należą: zdobywanie i przygotowywanie jedzenia oraz wybudowanie schronienia, ochrona rodziny. Ma być do tego odpowiednio przygotowany, przejść swego rodzaju formację strzelców i przestać być dzieckiem. Elementem inicjacji jest obrzezanie. O czasie i miejscu decyduje klan. Rodzice nie mogą się przeciwstawić nie tylko w tym przypadku, bo o przyszłości dziecka i edukacji również decyduje klan. Będąc na spotkaniu, dowiadują się, że niebawem ich dziecko zostanie obrzezane. Porywają chłopca w nocy i zabierają na dwa-trzy miesiące. Mieszka wtedy razem z innymi rówieśnikami. Chłopcy uczą się męskich zajęć, takich jak budowa domu, oprawianie i dobre przygotowanie mięsa. Po powrocie do domu ten chłopiec należy już do starszych, nie może rozmawiać z młodszymi i opowiadać o obrzezaniu. Zaczyna się inaczej ubierać, bardziej elegancko i kolorowo, staje się dumny.

O tradycji obrzezania Angolczycy nie chcą za bardzo rozmawiać. Traktują to jako coś zwyczajnego. Ks. Paweł Libor pracował przez kilka lat w wioskach na północy kraju. Na jego pytanie o powody obrzezania, nie usłyszał nigdy odpowiedzi.

– Podczas pobytu w wiosce zobaczyłem chłopca, miał zawiązany materiał na biodrach i duży opatrunek. Pomyślałem, że to może być zakażenie lub jakaś choroba. Zapytałem młodzież, z którą przyjechałem, co może mu dolegać. Oni powiedzieli, że nic mu nie jest, ale nie do końca uwierzyłem. Pomyślałem, że rodzina nie ma środków na leczenie i dojazd do szpitala, chciałem pomóc, więc dopytywałem dalej. Po trzecim pytaniu usłyszałem tylko: ‘Padre przecież wszystko wiesz’. Wróciłem na placówkę misyjną i opowiedziałem o tym współbraciom, którzy pochodzi z Angoli. Okazało się, że chłopiec był obrzezany. Dla nich to naturalne, raczej dziwią się, że ludzie w Europie tego nie robią – opowiada ks. Paweł. Obecnie w miastach obrzęd ten jest dokonywany u małych chłopców w szpitalach.

Trzeba mieć kilka żon

W kraju panuje poligamia do tego stopnia, że posiadanie jednej żony jest wyszydzane. Inna sytuacja jest jedynie w Luandzie, stolicy kraju. Tutaj podejście do tradycyjnego postrzegania rodziny i ról społecznych zmieniło się i ludzie mają więcej swobody w podejmowaniu decyzji o swoim życiu. W pozostałych częściach kraju mężczyzna ma kilka żon, którym musi zapewnić dom i utrzymanie. Najważniejsza jest tzw. żona młodości, czyli pierwsza, która ma najwięcej praw. Angolczycy wyjaśniają, że poligamia to też zabezpieczenie socjalne dla kobiet. Niestety po śmierci męża, żony mogą stracić wszystko, nawet dom, który był dla nich wybudowany. Ona należy do swojej rodziny zatem powinna wrócić do swoich wraz z dziećmi, które są jedyną jej własnością. Rodzina męża może jednak udzielić jej pozwolenia na pozostanie w domu jako wdowie. Wtedy opiekę nad nią przejmuje brat zmarłego męża, staje się jego kolejną żoną, ale często nie dochodzi do współżycia. Ma on zapewnić jej dom i kawałek ziemi. Bywa tak, że w utrzymaniu muszą kobiecie pomagać jej rodzeni bracia.

Decyzja o ślubie tradycyjnym podejmowana jest przez klany. Ludzie nie mogą sami decydować, z kim chcą być, choć jest przyzwolenie na wspólne życie z kimś przed ślubem, jednak potrzebna do tego zgody głowy klanu. Gdy już pojawią się dzieci, to rodziny spotykają się i mężczyzna musi wykupić kobietę. To spotkanie nazywa się alambamento. Rodziny też poznają szczegółową sytuację, ustala się, jakie będą nosić nazwisko, jaka jest cena wykupu. Wtedy też dochodzi do zawarcia tradycyjnego ślubu. Dlaczego jest takie przyzwolenie na wspólne życie i dzieci przed ślubem? Mężczyźni chcą się przekonać, czy kobieta urodzi dzieci. Dla nich małżeństwo bez dzieci nie ma takiej wartości, bo trzeba mieć dużo potomstwa.

opracowanie M.T.

Wejdź na stronę kampanii JEŚLI CHCESZ, MOŻESZ MI POMÓC.