14 stycznia 2018 – Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy
W Afryce obozy dla uchodźców są ogromne i zaniedbane. To życie za drucianym płotem lub na środku pustyni. Nie można wyjechać do innego miejsca lub wrócić do domu.
Na całym świecie istnieje wiele ośrodków dla migrantów i uchodźców. Salezjanie starają się nieść pomoc ludziom, którzy z różnych przyczyn opuścili swój dom, zmuszeni byli do ucieczki i szukali schronienia. Od 20 lat pomagamy w Stambule ludziom, którzy uciekli z Iraku i Syrii. W Kenii prowadzimy ośrodek młodzieżowy w Kakumie. Również w Libanie opiekujemy się młodymi, syryjskimi uchodźcami. To w El Houssoun znaleźli schronienie.
W Kenii funkcjonują obozy w Dadaab i Kakumie. Dadaab oznacza „miejsce twardego kamienia”, jednak mieszkańcom kojarzy się przede wszystkim z największym obozem uchodźców na świecie. W szczytowym momencie żyło tam blisko 500 tysięcy ludzi. Założony został w 1992 roku dla osób uciekających przed wojną domową w Somalii. W ostatnich latach kenijskie władze planowały zamknąć to miejsce, jednak sąd nie wyraził na to zgody. W obozie dochodziło do wymuszeń, zabójstw, klanowych walk, gwałtów, wewnętrznego terroru. Udzielanie pomocy staje się jeszcze większym wyzwaniem. Kakuma to drugi obóz w Kenii. Mieszkają tu ludzie m.in. z Sudanu, Somalii, Etiopii, Ugandy. W tym gigantycznym obozie salezjanie prowadzą Ośrodek Młodzieżowy „Don Bosco”. Organizują zajęcia edukacyjne i rozrywkowe dla dzieci i młodzieży, spotkania modlitewne, rozgrywki sportowe. Sytuacja młodych ludzi jest tragiczna, bo w obozie dochodzi do wielu aktów przemocy, a wyjazd z obozu jest trudny, chociaż możliwy. Przykładem jest młody mężczyzna, który ukończył kurs komputerowy i rozpoczął pracę na granicy Kenii i Sudanu Południowego. Jeden z misjonarzy spotkał go po kilku latach. Mężczyzna zapewniał, że w ramach wdzięczności za otrzymaną edukację i wsparcie, stara się pomagać innym.
Na terenie Sudanu od połowy XX wieku toczyły się ciężkie i krwawe walki. Kilka milionów osób musiało uciekać z domów. Jedna z kobiet mieszkających w obozie straciła rękę. Gdy pracowała na polu, nadleciał samolot, spuścił bombę. W 2011 roku doszło do podziału Sudanu na dwa oddzielne państwa, jednak do dziś jest to teren, na którym toczy się wiele walk. Na przedmieściach Chartumu, stolicy Sudanu, znajdują się obozy dla uchodźców, którzy uciekali przed walkami i prześladowcami. Gdy doszło do podziału Sudanu, ludzie (głównie chrześcijanie) mieli wyjechać do Sudanu Południowego. Część z nich nie została tam przyjęta i wróciła w okolice Chartumu, gdzie mieszkała wcześniej. Czasami wracały same dzieci, bo rodzice zginęli. To głównie oni zamieszkują obozy, których prawdopodobnie w okolicy stolicy Sudanu jest 37. Często bez wody i prądu. Z ograniczonym dostępem do lekarstw i jedzenia. W Chartumie pracują siostry salezjanki, prowadzą szkołę i pomagają biednym. Starają się wspierać mieszkańców obozów, bo wielu z nich przychodziło kiedyś na placówkę misyjną. Szczególną opieką objęte są dzieci i kobiety. Dla nich organizowane są kursy gotowania: robienia makaronów i pieczenia chleba oraz kursy angielskiego i arabskiego, podstaw matematyki i obsługi komputera. W szkole co czwarty uczeń pochodzi z Sudanu Południowego i jest dzieckiem, które przeszło przez gehennę wojny. Również w Sudanie Południowym powstały miejsca dla osób, które musiały opuścić swój dom. Na terenie Dżuby powstały dwa obozy dla uchodźców, w których mieszka około 10 tysięcy osób. Kolejny obóz znajduje się w Wau. Tam również pomagają salezjanie.
W Republice Środkowoafrykańskiej od lat toczą się walki domowe. Do 2015 roku sytuacja była tragiczna. W Bangi, stolicy państwa, na terenie placówki salezjańskiej zorganizowano przejściowy obóz dla 23 tysięcy ludzi. Cały plac, który jest ogrodzony murem, został wykorzystany przez organizacje humanitarne. Sam mur podwyższono o dwa metry. Robiono wszystko, aby mieszkańcom obozu i misji zapewnić bezpieczeństwo. Wysoki mur zapewniał ochronę przed przypadkowymi kulami, bo do starć między różnymi grupami dochodziło wszędzie. Ludzie z Republiki Środkowoafrykańskiej uciekali do Czadu, jednego z najbiedniejszych krajów Afryki. Państwo to nie radziło sobie z przybyszami, bo samo boryka się z wewnętrznymi walkami, brakiem wody pitnej, gigantycznym analfabetyzmem i chorobami. Wszystkie te kraje łączy jedno: najbardziej brakuje tam pokoju.
Bardzo ważna jest pomoc ludności na miejscu, w ich kraju. Salezjanie starają się pomagać ludziom, żeby mogli godnie żyć i wrócić do swoich domów. Pomagamy nie tylko w Afryce, ale również w Europie i Ameryce. Organizujemy szkoły i kursy, choć w krajach ogarniętych konfliktem wojennym trudno nieść pomoc. Podobnie w obozach dla uchodźców, gdzie brakuje wody, jedzenia, lekarstw i ubrań, nie ma budynków. Przebywający tam ludzie przeszli przez wojenne doświadczenia, które wyniszczyły ich psychicznie. Dlatego ważne jest, aby być z nimi.
Magdalena Piórek