W lutym czas letnich wakacji w patagońskiej Argentynie dobiegał końca. Dokonały się już zmiany personalne w poszczególnych dziełach salezjańskich. Ja też “moją” placówkę misyjną, Sanktuarium w Chimpay i miejsce urodzin bł. Zeferyna Namuncura, przekazałem kolejnym salezjanom.

Jeszcze 15 marca uczestniczyłem w uroczystościach innego świętego z Patagonii – bł. koadiutora Artemideza Zatti, który przez 48 lat żył i pracował w lokalnym szpitalu „San José”. Jego relikwie znajdują się w tutejszym „Instituto Don Bosco” w Viedma.

Zjedliśmy ostatnie wspólnotowe „asado argentyńskie – pyszne argentyńskie steki” i 19 marca wyjechałem jednym z ostatnich autobusów do Buenos Aires. I rzeczywiście był to ostatni autobus z Patagonii, gdyż tej nocy (z 19/20 marca) rząd wystosował dekret o stanie wyjątkowym w państwie. Od północy 20 marca nikt w Argentynie nie mógł już wychodzić z domu. Złamanie zakazu grozi karą od 6 miesięcy do 2 lat więzienia. Po 15 godzinach podróży autobusem znalazłem się w stolicy, gdzie miała miejsce niecodzienna sytuacja, policja i wojsko obstawiła wszystkie ulice. Zastanawiałem się, jak dostanę się na Solis przy Plaza del Congreso, gdzie znajduje się szkoła i dom inspektorialny. Szukałem jakichś taksówkarzy. Tak zaczął się pierwszy weekend z pandemią w stolicy. Podróż do Polski miałem zaplanowaną na 26 marca, ale skoro prezydent Argentyny podjął decyzję o zamknięciu granic, musiałem przeorganizować wszystko na 27 kwietnia. Po „fin de semana”, czyli weekendzie rozpoczęliśmy nowy dla nas tydzień. Mieszkaliśmy na 6 piętrze, odizolowani, ale we własnej wspólnocie z wikariuszem, ekonomem, który jest super szefem kuchni, więc z głodu nie zginiemy, duszpasterzem młodzieży i koadiutorem z Ushuaia (Ziemia Ognista, około 3.000 km od Buenos Aires), bo nie może on wrócić do siebie oraz z innymi domownikami. Inspektor przebywa na kwarantannie w innym miejscu. Po porannej Mszy Świętej mamy kawę, śniadanie i zajęcia domowe jak w nowicjacie, każdy pragnie dać coś z siebie. Gotujemy i sprzątamy. Wiemy, że „w zdrowym ciele, zdrowy duch”, więc sportowe szkolne obiekty pomagają nam w codziennej rekreacji. Niestety nie możemy zorganizować zajęć dla innych.

Ale co to? Niespodzianka! Pomimo zamkniętych granic i zawieszeniu międzynarodowych połączeń lotniczych, dla wszystkich obywateli Polski zostały zorganizowane samoloty czarterowe do Polski, tzw. “Loty do Domu”, więc nie czekam na 27 kwietnia (zresztą ten lot przez British Airways został również już zamknięty i odwołany). W Argentynie podobnie jak w Europie robi się nieciekawie, pojawiało się coraz więcej przypadków zachorowań.

Więc 1 kwietnia wracam do domu, do Polski. Po 15-godzinnym (dziś już wiemy, że rejs LOT 8552 z Buenos Aires do Warszawy był najdłuższym bezpośrednim rejsem pasażerskim w historii polskich linii) locie jestem na Okęciu. Odpowiednie wojskowe służby mierzą nam temperaturę i wypełniam formularz dla Sanepidu oraz Służby Medycznej. Super, podoba mi się, że wiemy, kogo wpuszczamy i gdzie się będzie znajdował. To się nazywa odpowiedzialność.

No to jestem w Polsce. Lotnisko Chopina jest opustoszałe, ale to zrozumiałe, zimno, szaro i pochmurno. Dokąd wracać? Gdzie jechać? Z plecakiem i dwoma walizkami do rodzinnej Twardogóry? Nieee… Chyba każdy z nas ma w rodzinie osobę starszą, rodziców, dziadków, przecież nie możemy nikogo zarazić. Wypożyczonym samochodem, zgodnie z zasadami jadę na dwutygodniową kwarantannę. Teraz czytam książki, piję yerba mate, modlę się w tym jakże innym Wielkim Tygodniu 2020. Pozdrawiam z trzeciego piętra wrocławskiego domu inspektorialnego przy pl. Grunwaldzkim.

 

Andrzej Witowski SDB