Historia pani Susany jest bardzo smutna. Może dla nas w Polsce trochę znana, bo po czasach powojennych też takie sytuacje się spotykało. Pod koniec wojny domowej w latach 90. jej tata brał udział w walkach pomiędzy dwoma partiami. Mama uciekając w czasie nalotów lub ostrzeliwań z jednego miejsca, dostała kulą. Upadła. Miała na plecach małe dziecko, które miało wtedy 2-3 miesiące. Kobieta zmarła, a dziecko przeżyło. To był chłopczyk. Po walce pogrzebano zmarłych, a dziecko przynieśli do sióstr salezjanek na misję. Potem siostry zaczęły szukać rodziny chłopczyka. Wtedy właśnie zgłosiła się Susana, która miała 12 lat i przyprowadziła swoją młodszą, zalewie 4-letnią, siostrę. Przez 5 lat chłopczyk był u sióstr. Potem jedna siostra z Brazylii zmobilizowała swoją rodzinę, wyrobiła potrzebne papiery i chłopiec został zaadoptowany w Brazylii. Susana skończyła szkołę podstawową, wyszła za mąż, ma pięcioro dzieci, jest dosyć zaradna. Pracowała jako sprzątaczka w filmie prywatnej, która zajmowała się zapobieganiem malarii. Prowadzili różne inicjatywy, rozprowadzali środki odkażające czy moskitiery. A mąż Susany był kierowcą. Od roku, dokładnie od momentu pandemii i wprowadzonych obostrzeń zostali bez pracy, więc tej rodzinie również pomagamy.
s. Maria Domalewska
Luanda, Angola
Wejdź na stronę kampanii JEŚLI CHCESZ, MOŻESZ MI POMÓC.