Pani Maria od roku czekała na pomoc. Miała częste i powtarzające się krwotoki i konieczny był zabieg ginekologiczny. Bardzo chciałam jej pomóc, kobieta pracuje w szkole, jako sprzątaczka i jej pensja jest bardzo niska. Jak wróciłam na to osiedle, gdzie ją zostawiłam w marcu zeszłego roku, miała anemię, hemoglobina tylko 5 g/dl, a to ponad dwukrotnie mniej niż wynosi norma. Zorganizowałam transfuzję krwi i szukałam szpitala, żeby zrobić zabieg, zanim kobieta powoli się wykrwawi. Była pierwsza na liście pomocy i nie mogliśmy dłużej czekać, bo p. Maria była w coraz gorszym stanie. Miała bardzo dużego mięśniaka macicy. Są bardzo częste u kobiet i czasami mogą być rakotwórcze. Jak jest ich więcej, to są mniejsze, jak są pojedyncze, mogą być bardzo duże. W normalnych warunkach dawno się go powinna była pozbyć. Zabieg i leki kosztowały około 400 euro, a to 9 jej pensji. Podczas zabiegu przeżyłam szok, bo odbywał się on w zwykłej sali opatrunkowej lub porodowej. Warunki prawie, jak na wojnie, bo w czasie koronawirusa pomoc prostym ludziom jest bardzo ograniczona. Brakuje troski o ich zdrowie. A ludzie czekają na leczenie tak jak p. Maria. Wycięty mięśniak był bardzo, bardzo duży, powinien być wysłany do badania histopatologicznego, ale pewnie teraz nikt tego nie robi. Na szczęście podczas zabiegu nie było komplikacji i kobieta czuła się dobrze.
Po kilku dniach przywiozłam p. Marię do domu i ją odwiedzałam. Starsza córka chciałaby zabrać ją do siebie na czas rekonwalescencji, ale p. Maria martwi się o najmłodszego syna, który chodzi do 2 klasy i nie może zostać sam. Akurat po 9-miesięcznej przerwie zaczynają się lekcje, więc nie chce, żeby syn stracił miejsce w szkole. Chcę porozmawiać z dyrektorką i nauczycielką. Niestety sytuacja się skomplikowała, bo p. Marii spadła hemoglobina i potrzeba było natychmiastowej transfuzji krwi, a nie było nikogo z jej rodziny. Chciałam oddać swoją krew, ponieważ mamy tę samą grupę. Tutaj niestety za wszystko trzeba dodatkowo zapłacić, za każdą igłę, worek na krew, testy. Bardzo szybko w szpitalu pojawił się syn i zięć kobiety, więc to oni oddali krew. Modliłam się: “Jezu Tobie polecam tę sprawę, Ty się tym zajmij.” Po kilku dniach nastąpiła duża poprawa i mam nadzieję na szybki powrót p. Marii do zdrowia.
s. Maria Domalewska
Luanda, Angola
Wejdź na stronę kampanii JEŚLI CHCESZ, MOŻESZ MI POMÓC.