Naszym najważniejszym zadaniem w Żytomierzu jest utrzymanie szkoły, za którą jestem odpowiedzialny. Cały czas dbamy o nasze dzieci i naszych pracowników. To jest nasza podstawowa misja tam.

Do końca roku szkolnego, do sierpnia mamy środki. Pytanie, co od września? Rodzice nie mogą teraz płacić za szkołę, mówią, ile mogą dać. Proszą o zniżkę, bo chcą, żeby ich dzieci uczyły się u nas.

Jeżeli chodzi o pomoc humanitarną, to ewakuowaliśmy 180 ludzi, rozdaliśmy do tej pory 15,5 tony artykułów, mamy schron, w którym może się schować do 60 osób, maksymalnie było tam 40. Skupiamy się na pomocy ludziom, szczególnie osobom przemieszczonym ze wschodu Ukrainy. Tym którzy uciekają i szukają schronienia, chorym, samotnym, bo ich najszybciej i najbardziej dotykają skutki wojny. W dużej stołówce szkolnej trzymamy wszystkie artykuły, które trafiły do nas i które potem rozdajemy. Najczęściej jest to żywność, śpiwory, leki, latarki.

Nasza psycholog od razu pracowała z dziećmi, wyjaśniała jak radzić sobie ze stresem. Pomagała im, żeby nie skupiali się na wojnie i nie wpadli w stres pourazowy. Prosiłem nauczycieli, żeby maksymalnie kontaktowali się z dziećmi, podtrzymywali ich na duchu. Oni to robili. Przez pierwszy miesiąc prowadziliśmy wsparcie psychologiczne rodzin, potem wróciliśmy też do lekcji.

Teraz działa oratorium, przychodzi na co dzień około 20 podopiecznych, grają w piłkę i bawią się. W lipcu organizujemy półkolonie dla dzieci, bo są one dla nas ważne. W zeszłym roku przyszło ponad 250 uczestników, a zaczynaliśmy od 50, więc widzimy, że zajęcia podczas wakacji cieszą się zainteresowaniem. Teraz jest wielki głód socjalizacji. Sami rodzice mówią, ci co są w Żytomierzu, że chcą, żeby dzieci miały ze sobą kontakt, mogły się jakoś spotykać.

Dzieci mniej niż rodzice przeżywają czas wojny. Te, które wyjechały, opowiadają, gdzie są, mówią, że byli na lekcjach w Polsce czy we Włoszech. Temat wojny jest dużo mniej obecny. Te, które zostały w Żytomierzu, uczestniczą w lekcjach online lub przychodzą do szkoły, jeśli sytuacja na to pozwala. Mówią to, co usłyszą od rodziców, że np. nienawidzą Putina. U niektórych pojawił się mechanizm zdrady. To też dzieci przejmują od rodziców, „My tu jesteśmy, zostaliśmy, to jesteśmy lepsi niż ci, co wyjechali.” Drugi mechanizm to zazdrość. Ktoś jest w Szwajcarii, pokazuje, co dostał, a ci z Żytomierza mówią do rodziców: „Dlaczego my nie wyjechaliśmy?” Dużo zależy do wychowania. Co mówią i robią rodzice. Niektórzy mówią, że dobrze, że zostali, bo są Ukraińcami.

W związku z tym, że Rosjanie bombardowali, i dalej to robią, infrastrukturę np. był atak rakietowy na rafinerię ropy naftowej w Krzemieńczuku, i przez blokadę Morza Czarnego mamy kryzys paliwowy. Kryzys paliwowy oznacza, że indywidualnemu odbiorcy coraz trudniej jest kupić paliwo. Najtrudniej jest kupić paliwo diesel, też dlatego, że to paliwo przeznaczane jest po pierwsze dla armii, po drugie do maszyn rolniczych, dlatego że zaczęła się akcja siewna. Na zachodniej Ukrainie też jest ciężko. Paliwo można kupić od 2 do 4 w nocy, na trasie może na 1 na 10 stacji będzie paliwo. Z ceną paliwa jest tak, że rząd reguluje cenę paliwa. W połowie maja cena wynosiła chyba 43-44 hrywny. Aczkolwiek kupno paliwa jest często niemożliwe albo trudne, bo część stacji paliwa sprzedaje nie za gotówkę, ale przez internet. Dostaje się numer, że zakupiło się paliwo i trzeba jechać na stację. Trzeba zapłacić wcześniej, ale jest drożej, litr kosztuje 60-70 hrywien. Przed wojną paliwo kosztowało 30 hrywien.  Nie można kupić więcej niż 10 litrów.

Jakie były początku w Żytomierzu? Przez trzy, może do czterech tygodni wszyscy żyli wojną, takim szokiem, myśleli, co zrobić, liczyli na szybkie zwycięstwo, szybki koniec wojny. Potem stało się jasne, że nie samą wojną żyje człowiek i trzeba kontynuować pracę, pchać do przodu ekonomię państwa, płacić podatki, dawać ludziom pracę. Taka była zachęta władzy centralnej i lokalnej. Rzeczywiście już pod koniec marca, kto mógł, to pracował, przynajmniej na tych terenach, gdzie nie było działań wojennych. Oczywiście bierzemy pod uwagę, że wielu mężczyzn zaangażowanych jest w wojsko lub obronę terytorialną. Wiele kobiet wyjechało z dziećmi. Kto może to pracuje online. W zakładach pracy mówią, że jakby chciał pracować, to jest wiele wolnych etatów.

Po miesiącu nie było już takiej euforii, że zwyciężymy. Media też miały za zadanie podnosić na duchu, nastrajać społeczeństwo. Ludzie zaczęli zdawać sobie sprawę, że to szybko nie skończy się i zaczęli planować swoje życie. Ludzie rozumieją, że muszą odpowiedzieć sobie na pytania: Czy zostajemy na Ukrainie? Co zrobić, żeby zwiększyć bezpieczeństwo nas i naszych dzieci? Jak wspomóc nasze państwo? W większości są nastoje pro ukraińskie i pro polskie oraz antyrosyjskie. Ci, którzy wcześniej rozmawiali po rosyjsku, teraz starają się częściej mówić po ukraińsku. Narasta zmęczenie wojną. I przyzwyczajenie. Powiem na swoim przykładzie, o ile przez pierwsze dwa tygodnie o drugiej w nocy włączył się alarm przeciw bombowy, to szedłem do piwnicy, a potem już tego nie robiłem.

Ks. Michał Wocial
Żytomierz, Ukraina