8 czerwca w Bazylice Najświętszego Serca Jezusowego w Warszawie odbył się pogrzeb śp. ks. Jana Fiedorowicza, salezjanina, kapłana i misjonarza.

Śp. ks. Jan obchodził w tym roku 60 rocznicę święceń kapłańskich i 68 ślubów zakonnych. Z wykształcenia był filozofem, zawsze ciekawym świata i ludzi. Pracował jako wychowawca, wykładowca, katecheta, pewien czas był przewodnikiem po katedrze we Fromborku. Zawsze cenił sobie kontakt z ludźmi. Na misje wyjechał w wieku 57 lat do Argentyny, gdzie pracował z grekokatolikami. Na stałe do Polski wrócił w 2005 roku. Zamieszkał w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym, pomagał w duszpasterstwie i codziennych pracach na rzecz misji. Zawsze chętnie przebywał z młodzieżą, szczególnie podczas spotkań Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco. Pomagał też przy pakowaniu materiałów misyjnych dla naszych Dobrodziejów. Śp. ks. Jan był uśmiechnięty i życzliwy, służył radą i z pasją opowiadał o misjach.

Podczas uroczystości pogrzebowych wielokrotnie powtarzano, że śp. ks. Jan był zawsze wiernym synem ks. Jana Bosko, oddanym pracy i ludziom. Na pogrzeb oprócz osób związanych z Rodziną Salezjańską przybył ks. prałat Janusz Baranowski i ks. Dariusz Miros, ks. prałat Dariusz Gas i Siostry ze Zgromadzenia Córek Świętego Franciszka Serafickiego. Mszy przewodniczył ks. Andrzej Wujek, inspektor prowincji warszawskiej, kazanie wygłosił ks. Wojciech Szulczyński.

Ks. Jacek Zdzieborski, dyrektor Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego tak wspomina śp. ks. Jana: Sam wspominam serdeczny uśmiech na twarzy, a przede wszystkim szczerą gotowość uczestniczenia w życiu wspólnoty mimo coraz większego braku sił w ostatnim czasie. Wspominam Jego czynną asystencję pośród młodzieży chętnie odwiedzającą naszą SOMowską wspólnotę, zwłaszcza podczas spotkań wolontariatu. Ks. Jan chętnie przebywał pośród osób młodszych i starszych, ubogacając wszystkich swoim słowem, serdecznością i doświadczeniem życia, a przede wszystkim darem kapłaństwa i duchem salezjańskim. Do końca pragnął pozostać czynnym duszpastersko. Wielu osobom nieobce pozostają “krówki ks. Jana”.

Wolontariusze zapamiętają go jako radosnego i otwartego człowieka. Jeszcze w minionym roku formacyjnym brał udział w spotkaniach, a nawet w grach. Jedna z byłych wolontariuszek napisała o nim: Wspaniały człowiek, wpisał się w serca wielu młodych swoją otwartością i chęcią dzielenia. Taki uśmiechnięty pozostanie w pamięci. Troszczył się nie tylko o ducha. Paniom, które przychodziły pomagać przy pakowaniu materiałów misyjnych, wolontariuszom i pracownikom przynosił krówki, a razem z nimi ofiarował dobre słowo oraz żart.

Dziękujemy rodzinie śp. ks. Jana, kapłanom, siostrom zakonnym, wolontariuszom i wszystkim osobom za udział w uroczystościach pogrzebowych oraz za wspólną modlitwę.