Plan dnia
11 października
Wstałem jak zwykle o 4:50, szybkie rozciąganie, poranna toaleta i idę do kościoła. Od 5:15 mam rozmyślanie, po pół godziny – jutrznię i punkt szósta biją dzwony, wychodzimy do ołtarza, aby sprawować Mszę świętą. Dziś ja przewodniczę, więc przygotowałem krótkie rozważanie dla wiernych. Szybkie śniadanie i potem o 7:15 spotykamy się w ekipie szkoły zawodowej.
O 7:30 apel poranny, wszyscy uczniowie grzecznie siedzą podczas modlitw, tradycyjnego słówka na dzień dobry (we wtorki moja kolej). Po ogłoszeniach rozchodzimy się do swoich zajęć. Poranek mija w biurze – między spotkaniami z pracownikami, klientami naszego atelier, a porządkowaniem sterty dokumentów. O 10:00 schodzą się nasi uczniowie z projektu TAIZA (pomoc chłopcom ulicy i dożywianie ubogich dzieci), którzy uczą się w okolicznych szkołach.
O 11:30 jesteśmy tradycyjnie na podwórku. Rozmawiam z dziećmi i młodzieżą w kolejce na obiad. Godzina mija mi szybko, bo o 12:30 spotykamy się we wspólnocie na obiad. Po posiłku „moich” ośmiu czatuje na mnie przed domem. Chcą spędzić razem czas, porozmawiać, pożartować, opowiedzieć, co się u nich dzieje. Kolejna godzina spędzona wspólnie z chłopcami z Domu Magone. Na koniec obiecuję, że spotkamy się po szkole. Po godzinie w biurze jadę do urzędów. Życzliwie przyjmują mnie w ZUS-ie i Fiskusie.
Przed 16:00 wracam zgrzany i przed biurem czeka na mnie ósemka chłopaków. Dwóch najstarszych pomaga mi z kserówkami dokumentów i potem idziemy do Domu Magone. Po drodze spotkamy opiekuna, pana Bruno. Przekazuje nam smutną nowinę – zmarł jego tata, właśnie szedł, aby mnie powiadomić. Zaszklone oczy mówią wszystko. „Idź do domu, ja zajmę się chłopakami” – mówię zdecydowanie i rozstajemy się w smutnym milczeniu. W Domu Magone jest dziś gwarno. Postrzyżyny dorzucają decybeli na podwórku. Dziś jestem w roli fryzjera. Nico rozczesuje zakręcone, zakurzone włosy. Golarka wyje, prawie blokując się w gąszczu włosów i piachu. Śmiechu co niemiara, bo obcinam „na księdza Tomka”, robiąc najpierw „odsłonięte czoło”. Robi się ciemno, więc Nico odprowadza mnie do wspólnoty. Kolejne kilkanaście minut, kiedy po drodze dowiaduję się coś nowego z życia najstarszego z chłopców. To cenne momenty, bo tak poznaję chłopców, ich historię, codzienność i problemy.
Wieczorne modlitwy we wspólnocie zaczynamy o 18:15 i po różańcu – kolacja. Rozmowy przy stole zajmują nam sporo czasu: sprawozdanie z dnia proboszcza, kierownika oratorium i mojej wyprawy do urzędów. Po posiłku wszyscy idziemy „na łącza”. Z ks. Kanto piszemy listy do naszych dwóch dobrodziejów i wysyłamy dzisiejsze zdjęcia. Rozchodzimy się zmęczeni. Wieczornym prysznicem próbuję zmyć zmęczenie. Kompleta na zakończenie i chwila na książkę „Good economics” od Gosi. Godzina 01:00 budzę się z mętlikiem w głowie. Po pół godzinie przewracania się w łóżku, siadam do pisania dziennika.
Ks. Tomasz Łukaszuk
Madagaskar