Odessa to miasto portowe na Ukrainie. Leży nad Morzem Czarnym. Żyje tu ponad 130 różnych narodowości. Napływ ludności z różnych stron świata spowodował powstanie mieszanki etnicznej, kulturowej i wyznaniowej. Największym plusem wielokulturowości jest tolerancja. Największym minusem portowego charakteru miasta są niechlubne statystyki zachorowania na AIDS.
Odessa to miasto biznesu. Biznes ma zapisany w DNA, dlatego unika konfliktów. Bo wojna nie sprzyja interesom. Tutaj ludzie bardziej martwią się o kurs dolara niż kryzys ekonomiczny wewnątrz kraju. Odessa to miasto międzynarodowe. Od zawsze współżyły tu różne narodowości, każda według swoich tradycji. Polacy, Afgańczycy, Chińczycy, Syryjczycy, Wietnamczycy – to tylko niektóre z nich. Odessa to największy port na Ukrainie. Pełni funkcję centrum przeładunkowego, zwłaszcza po utracie dostępu do krymskich portów. Dzięki temu poziom życia mieszkańców jest wyższy niż w innych częściach Ukrainy, a trwające działania wojenne nie są bezpośrednio odczuwalne. Są też negatywne skutki takiego stanu rzeczy. Okręg odeski zajmuje pierwsze miejsce wśród zachorowań na AIDS i gruźlicę.
Otoczeni chruszczowkami
Nadmorskie centrum miasta to wielopiętrowe hotele, ekskluzywne wystawy sklepowe i zadbane deptaki otoczone zielenią. Im dalej w głąb miasta tym więcej biednych dzielnic mieszkaniowych. Tam krajobraz wygląda zupełnie inaczej. Zamiast świeżo wymalowanych, wysokich hoteli sterczą obdrapane, czteropiętrowe bloki. Zamiast szklanych wystaw, do bloków przylegają sypiące się balkony. Zamiast kwiatów, wokół chodników wyrastają blaszane garaże.
W jednej z takich dzielnic pracują salezjanie. Pierwszy salezjanin, który postawił nogę na odeskiej ziemi (wtedy jeszcze należącej do Związku Radzieckiego), to ksiądz Tadeusz Hoppe. Ten polski misjonarz pojawił się w Odessie w 1958 roku. Pracował w parafii Świętego Piotra, która jako jedyna nie została wtedy zamknięta. Podczas gdy inni katoliccy księża byli zamykani w więzieniach, zsyłani na Sybir albo nawet zabijani przez sowiecką władzę, ksiądz Tadeusz uniknął aresztowania. Przez 33 lata, do czasu, kiedy zaczęli przyjeżdżać nowi współbracia, pracował sam. Przez większość tego okresu był jedynym kapłanem katolickim w całej Odessie. Za jego sprawą wierni odzyskali w 1991 roku świątynię Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, która w czasach komunizmu była wykorzystywana jako hala sportowa.
Salezjańska placówka misyjna mieści się przy ulicy Malinowskiego 35A. Wokół niej piętrzą się tzw. chruszczowki, czyli budynki mieszkalne wybudowane w czasach Chruszczowa, ówczesnego przywódcy ZSRR. Te czteropiętrowe bloki, ze względu na tani i mało solidny sposób budowania, były przeznaczone do użytku na 25-30 lat, z czego minęło już… ponad 60. Dla salezjanów, którzy na całym świecie posługują wśród najbardziej potrzebujących, dzielnica ta jest miejscem, w którym mogą wypełniać swoją misję.
Salezjańska Narnia
Salezjanie w Odessie prowadzą oratorium (rodzaj świetlicy środowiskowej), kompleks edukacyjny i bursę dla chłopców. W czasach komunistycznych w tym budynku istniało przedszkole, działające przy jednym z zakładów przemysłowych. Po upadku Związku Radzieckiego i bankructwie zakładów, przedszkole przestało spełniać swoją funkcję. Salezjanie postanowili dać mu drugie życie i nazwali je Narnia. Nazwa miała wywołać bezpośrednie skojarzenia z książką „Opowieści z Narnii” C. S. Lewisa, w której autor nawiązywał do chrześcijańskich idei. W taki sposób udało się przyciągnąć uczniów i ich rodziców. W 2008 roku salezjanie założyli szkołę podstawową o tej samej nazwie.
Salezjańscy misjonarze w Odessie od samego początku pracują w kontekście międzywyznaniowym. Narnia jest idealnym przykładem ekumenizmu. Katoliccy zakonnicy prowadzą szkołę podstawową razem z protestantami, a dokładnie – Kościołem Prezbiteriańskim: „Budynek i organizacja należą do nas, a oni prowadzą swoją politykę kadrową. Trochę się nam dziwią, że przyjmujemy inne dzieci niż katolickie, ale nasz styl salezjański jest właśnie taki. My nie ukrywamy, kim jesteśmy” – mówi ksiądz Michał Wocial, salezjanin pracujący w Odessie. W szkole uczy się 150 dzieci. Tylko sześcioro z nich to katolicy. Wszyscy uczniowie codziennie rano przed rozpoczęciem nauki modlą się wspólnie modlitwą Ojcze Nasz. Wszystkich obowiązują zajęcia z etyki chrześcijańskiej. Przedmiot prowadzą siostry salezjanki, siostra Anna i siostra Natalia. Inni nauczyciele pracują zgodnie z systemem księdza Bosko.
Ewangelizacja po wietnamsku
W tym samym budynku, co szkoła i przedszkole mieści się także internat dla studentów. Mieszkają tu chłopcy od 17 do 25 roku życia. Podobnie jak w przypadku szkoły, wśród nich są osoby różnych wyznań. Obecnie, na 16 chłopców, dziewięciu z nich to katolicy. Wychowankowie są nie tylko różnych wyznań, ale także narodowości. Przez 10 lat istnienia bursy mieszkali tu Ukraińcy, Polacy, Chińczycy, Ekwadorczycy czy Mongołowie. Razem z nimi jest tu na stałe salezjański wychowawca. Chłopcy mają swój regulamin. We wtorki punktem obowiązkowym jest uczestnictwo w katechezie i modlitwie. W ciągu tygodnia chłopcy mają osiem godzin do odpracowania. Ale regulamin to nie tylko obowiązki. Jeden z zapisów mówi o tym, że trzy razy w roku organizowane są wycieczki. Wspólne wyjazdy to okazja do integracji i pogłębienia relacji. Nie tylko tych interpersonalnych, ale także relacji z Bogiem.
Oprócz działalności edukacyjnej salezjanie mają swoje obowiązki duszpasterskie. Na placówce działa kaplica Świętego Jana Bosko, w której księża codziennie odprawiają Eucharystię. Siedem kilometrów dalej znajduje się parafia Świętego Piotra. Msze Święte odprawiane są tam w sześciu językach: polskim, rosyjskim, ukraińskim, francuskim, angielskim i wietnamskim. Ksiądz Michał przez trzy lata odprawiał tam Mszę Świętą w języku wietnamskim: „Języka nie znam. Znak krzyża umiem na pamięć, a resztę czytam. Chyba rozumieją, bo odpowiadają” – mówi ksiądz Michał.
Lola Titowa
Dla misjonarzy salezjańskich praca w środowisku wielokulturowym, gdzie wyznanie katolickie jest mniejszością, nie jest łatwa. Dlatego każdy sukces ewangelizacyjny jest powodem do radości. Jednym z takich „sukcesów” jest Lola Titowa. Dziewczynka spacerowała z psem niedaleko placówki. Podczas jednego z takich spacerów zagadnął ją ksiądz Witalis Krzywicki, salezjanin. Opowiedział jej, na czym polega oratorium i co się tutaj dzieje. Lola, która miała wtedy osiem lat, powiedziała, że przyjdzie następnym razem. Od tamtej pory przychodziła regularnie, została animatorką, uczestniczyła w różnych akcjach. W taki sposób poznała wiarę katolicką: „Lola ma rodziców, którzy są ateistami z założenia – niewalczącymi, nieochrzczonymi. Dlatego potrzebowała trochę czasu, aby poznać Pana Boga. Wreszcie w wieku 15 lat poprosiła o chrzest, ale jej rodzice byli przeciwni. Poczekała więc do 18 lat i jeszcze raz złożyła prośbę. Przygotowaliśmy ją do Chrztu, który miał miejsce w 2008 roku” – mówi ksiądz Michał. Lola chciała zostać dyplomatą i uczyła się w szkole dyplomatycznej. Ostatnio wyszła za mąż. Obecnie mieszka z mężem w Barcelonie.
Oratorium w Odessie składa się z grupy dziecięcej i młodzieżowej. Nastolatki od 16 roku życia przychodzą do oratorium o 18:30 i zostają do 22:00. Mogą uczestniczyć w treningach, zajęciach zorganizowanych albo po prostu wypić kawę lub herbatę, porozmawiać. Oratorium to także skauci i wolontariat Don Bosco. Wolontariusze odwiedzają więzienie i szpital psychiatryczny, zbierają odzież i meble dla najbardziej potrzebujących.
Salezjanie w Odessie nie bez powodu nazwali swój kompleks edukacyjny Narnią. Ten motyw towarzyszy ich codziennej pracy z dziećmi i młodzieżą. Podczas realizacji swojego misyjnego wyzwania zdają się wołać do swoich podopiecznych: „Narnio, Narnio, Narnio, przebudź się! Kochaj. Myśl. Mów. Bądź chodzącymi drzewami. Bądź mówiącymi zwierzętami. Bądź uduchowionymi wodami”.
Dorota Pośpiech