Dla wielu Gruzja jest miejscem turystycznym, z pięknymi widokami i gościnnymi ludźmi. Dla mnie jest już czymś więcej.
Ponad połowa mojego pobytu na misjach minęła. Poznałam wielu niesamowitych ludzi, którzy stali się przykładem czy inspiracją na przyszłość. Moja praca na placówce rozpoczęła się we wrześniu, przygotowaniami do otwarcia przedszkola. W październiku obostrzenia zostały po części zniesione. Mogliśmy zacząć działać z dziećmi. Do przedszkola przychodzi około 10 osób, wiele rodzin woli unikać kontaktu w grupach ze strachu przed pandemią. Codziennie pracujemy od rana do 17. W międzyczasie daję korepetycje dla chętnych dzieci z języka angielskiego i niemieckiego. Pomagam w przygotowaniach do matury czy szkolnych testów. Lekcje prywatne są w Tbilisi drogie, dlatego rodzice z wielką radością korzystają z mojej pomocy. Po jakimś czasie weszła w moje życie wolontariacka rutyna, która pomaga w przemierzaniu codzienności. Bywają też dni, kiedy słyszę o problemach tubylców, czy sama zmagam się z trudnymi sytuacjami. Nie są to łatwe historie. Wiele rodzin się rozpada. Kiedy dzieci i młodzież mogą przyjść do nas, uśmiech nie schodzi im z twarzy. Najlepsze uczucie jakiego tutaj doznaje, to bezwarunkowa miłość maluchów, kiedy łapią za rękę, mówią ciepłe słowo, zapraszają do domu na obiad i zabawy lub zwyczajnie chcą się przytulić. Jestem ogromnie wdzięczna, że trafiłam akurat tutaj, gdzie ludzie traktują mnie jak członka rodziny. Otwarto dla mnie mnóstwo drzwi, a Jezus towarzyszy na każdym kroku.
Vivien Lidzbarska
Tbilisi, Gruzja