W Bangladeszu chrześcijanie są w mniejszości. Kiedy otwieraliśmy misję w Joypurhat, w okolicy było tylko 12 katolickich rodzin do których przyjeżdżał ksiądz raz do roku. Po półtorarocznej obecności salezjanów nastawienie mieszkańców do Pana Boga zmieniło się. Teraz na 35 rodzin w wiosce, 32 to rodziny katolickie. Cała wioska przygotowuje się do przyjęcia chrztu świętego. Po rocznym przygotowaniu przyjmą sakrament. Takie owoce dają wielką radość i chęć do dalszej pracy.
Pewnego dnia na misji wydarzyło się coś, co osobiście mnie dotknęło. Zasadniczo nie odwiedzam rodzin bez zapowiedzi. Jest kolęda, w maju modlimy się codziennie w innym domu, ale oficjalnie nie robię tego bez zaproszenia. Pewnego dnia byłem umówiony z chłopakami ze slumsów na ćwiczenie liturgii. Czekałem na nich już pół godziny, więc postanowieniem ich poszukać. Zaszedłem do domu jednego z nich – Litona. W domu zobaczyłem jego umierającą mamę. Dwie kobiety trzymały ją na rękach. Kobieta cała się trzęsła. Od razu wezwaliśmy rikszę, aby zawieść ją do szpitala. Odmówili przyjęcia, ponieważ stwierdzili że stan jest bardzo zły. Pojechaliśmy do prywatnej kliniki. Tam po trzech dniach wypisali ją do domu zupełnie zdrową. Myślę, że to cud, że akurat tego dnia “coś” tknęło mnie by zajść do właśnie tego domu.