Kilka dni temu po raz trzeci uczestniczyłem w posłaniu wolontariuszy Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco na misje do różnych części świata. Za każdym razem odkrywam coś nowego podczas tego wydarzenia. Nowi ludzie są wysyłani na misje. Zapraszani są różni goście. Rozesłanie wolontariuszy to wielkie wydarzenie. Jest bardzo oczekiwane przez tych, którzy przechodzą długi okres formacji.
Przez tych kilka lat, kiedy uczestniczyłem w posłaniu wolontariuszy, miałem czas na rozmowę z kandydatami wyjeżdżającymi na misje. Rozmawialiśmy o ich obawach, oczekiwaniach, emocjach i o tym, jak podobała im się ogólna salezjańska formacja misyjna. Prawdę mówiąc, po stronie wolontariuszy jest wiele sprzecznych emocji, niepokoju, ale i poczucia spełnienia. Współczuję im. Ponieważ mniej więcej rozumiem, że nie jest łatwo wyjechać gdzieś daleko od domu. Od rodziny. Co gorsza, do miejsca, w którym nie zna się nawet języka. Innymi słowy, wszystkie te mieszane emocje są normalne i ludzkie. Uczą nas wiele o nas samych i naszym poziomie wrażliwości.
To, co skłoniło mnie do napisania tego artykułu, to rozmowa, którą odbyłem podczas tego wydarzenia z wolontariuszami wyjeżdżającymi na misje na krótki okres, a także z tymi, którzy dwukrotnie odbyli formację. Po tym wydarzeniu, gdy byłem w pociągu wracającym do Krakowa, zadawałem sobie pytanie – co może skłonić kogoś do wyjazdu na misje tylko na krótki okres, po całym roku formacji? Czy potrzebna jest tak długa formacja, jeśli ktoś jedzie tylko na miesiąc? Jaka może być motywacja do tego wszystkiego?
Wtedy przyszło mi do głowy pewne spostrzeżenie: tylko osoba, która pragnie dobra dla innych, może być zmotywowana do wyjazdu na misję. Jest to osoba, którą motywuje miłość. Osoba, która doświadczyła miłości Boga, bezwarunkowej i cierpliwej miłości Boga. Który z miłości do ludzi oddał swego Jednorodzonego Syna dla naszego zbawienia. Zrozumiałem, że nie ma znaczenia jak długo chce się wyjechać na misję. Ważna jest miłość do drugiego człowieka. I to widziałem w oczach wolontariuszy, którzy w tym roku zostali posłani na misje. Nie patrzyli na to, jak długo trwa formacja, ani jak długo będą na misji. Widziałem tylko wielkie pragnienie służenia innym. Mówić innym o miłości Boga, która jest ponad granicami. Boża miłość jest dynamiczna, a osoba, która jej doświadczyła, daje jej przestrzeń do wzrostu. By dzielić się nią z innymi.
I jestem przekonany, że cała formacja wolontariuszy w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym w Warszawie ma właśnie taki cel. Uświadomienie kandydatom, że Chrystus był pierwszym wolontariuszem, którego Ojciec posłał dla naszego dobra. A kandydat przygotowujący się do wyjazdu na misje ma w swoim umyśle obraz Chrystusa jako idealnego wolontariusza i misjonarza. Bez miłości nie ma misji. Jest tylko osobista samorealizacja. Miłość jest cierpliwa i życzliwa dla siebie i dla tych, do których jestem posłany jako wolontariusz.
Wielkie gratulacje dla wolontariuszy. Niech miłość Boga nadal ich inspiruje. Niech ta miłość będzie źródłem wytrwałości w różnych wyzwaniach związanych z misją w różnych częściach świata.
Bwalya Kasonde
Kraków, Polska