Decyzja organizacji o długości twojego wolontariatu jest istotna, ale tak naprawdę to nie dni, ani tygodnie zdefiniowały mój czas misji, lecz spotkania, rozmowy i wyjątkowe chwile.
Niektórzy wolontariusze wyjeżdżają z nastawieniem, że chcą dać od siebie jak najwięcej – inni już słyszeli wiele razy, że więcej dostaną i przeczuwają, że pewnie tak będzie. Ale czasem podczas podsumowania trudno powiedzieć, jak ostatecznie było.
Oczywiście, najprostsza rzecz, jaką każdy wolontariusz daje lokalnym ludziom, to swoją obecność, szczególnie ważną dla dzieci, które często nie potrzebują niczego więcej. A co poza tym? Czy nasze różne projekty, starania i idee będą mieć znaczenie choćby za rok, kiedy na naszym miejscu będą inni wolontariusze ze swoimi pomysłami? Czy może rzeczywiście zdecydowanie więcej otrzymujemy my, bo często to w nas zachodzą największe zmiany, które później już w nas zostają…
Od początku wolontariatu wiedziałam, że będę prowadzić lekcje gitary, ale nie przeszło mi przez myśl, że wyjdzie z tego coś poważnego. W którymś momencie zorientowałam się, że jeden chłopak ma potencjał na bycie przyszłym nauczycielem i ostatecznie do tego doszło. Jest już po pierwszej własnej lekcji dla grupy dzieci, którą poprowadził na pewno lepiej, niż ja bym poprowadziła, bo jestem w stanie robić tu takie zajęcia tylko z nastolatkami. Poza tym plus tej sytuacji jest dosyć oczywisty – o ile to wypali długoterminowo, lekcje gitary nie będą uzależnione od tego, czy na kilka miesięcy przyjedzie biały człowiek potrafiący grać, ale to lokalny chłopak pouczy dzieciaki dla zabawy, a z kogoś starszego może zrobić kolejnego następcę.
Staram się dostrzegać ogólnie talenty tych osób i je o nich uświadamiać, ale również rozmawiać z nimi o ich uczuciach i marzeniach, próbować porządkować niektóre myśli. Czy to realnie może wpłynąć na ich życie – teraz nikt nie może tego wiedzieć. Możemy natomiast się spodziewać, że im bardziej próbujemy być narzędziami w rękach Pana Boga, tym większe owoce przyniesie innym przez nasze ręce, i nie zawsze musimy je zobaczyć – jak np. w cytacie: “Ja sadziłem, Apollos podlewał, ale Bóg dawał wzrost. Nieważny jest ten, który sadzi, ani ten, który podlewa, ale Ten, który daje wzrost – Bóg” (1 Kor 3, 6-8).
Czy gdybym została tutaj dłużej, mogłabym zrobić “więcej”? – może tak, może nie, może ktoś to zrobi za mnie. Mimo, że szkoda mi wyjeżdżać i oczywiście będę tęsknić za poznanymi tu ludźmi, mam w sobie zupełnie inne uczucia, niż dwa miesiące temu, kiedy wyjeżdżałam do stolicy z powodu problemów wizowych, mając w głowie myśl o prawdopodobieństwie, że już tu nie wrócę. Teraz Bóg daje mi pokój i pozytywne myśli. I przeświadczenie, że zrobiłam, ile mogłam.
Czeka mnie teraz misja w Polsce, bo każdy jakąś ma. Nie wiem jeszcze, na czym będzie polegać, ale wiem, że będzie mniej spektakularna i mniej zauważana przez ludzi. I może właśnie to czyni ją jeszcze bardziej potrzebną.
Aleksandra Oleksiuk,
pracuje w Kazembe, w Zambii





