To miał być raczej spokojny dzień, taki był plan – do południa trochę nadrobić papiery, zaksięgować faktury, wysłać zdjęcia i materiały do Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego… i nic z tego. Zawsze coś, po wczorajszej wieczornej burzy – takiej burzy z prawdziwego zdarzenia – zostaliśmy bez prądu. Normalne, ale gdy już wrócił prąd, okazało się, że uderzenie pioruna tuż przy naszym domu spaliło router… Pierwsza reakcja – złość.  Nie dość, że Internet działa jak działa, raz jest, a częściej go nie ma… to teraz kupić nowy – jak na koncie masz jakieś 3 500 boliwarów (ok 100 dolarów) na jedzenie.

Ale cóż, potrzeba matką wynalazków… w szafie z narzędziami kiedyś widziałam coś jak router z informacją, że nie działa. To trzeba sprawdzić… reset, konfiguracja i… działa!!! Tu wszystkie umiejętności się przydają, nigdy tego nie robiłam, ale czasem widziałam i w razie konieczności okazuje się, że człowiek potrafi coś, o czym nie wiedział.

Ale nie o tym historia, o 13.00 wracają dziewczęta z Colegium, ale jakoś inaczej niż zwykle, dziwna cisza, przejęcie – pytamy co się stało? Co się okazało – podczas tej nocnej burzy w Puerto Ayacucho piorun zabił całą rodzinę. Zginęła nasza uczennica z czwartej klasy Technikum Nauczycielskiego, naszego Colegium Madre Mazzarello. Przeżył najmłodszy syn, który spał w chinchorro (tj. hamak) i rano znalazł swoich najbliższym martwych przy stole… Byli w trakcie kolacji, kiedy piorun wpadł do ich domu. Chłopiec o 5:00 rano, po przebudzeniu, zaalarmował sąsiadów i obudził całe miasto. Dziś nie mówi się u nas o niczym innym.

Zginęli rodzice i dwoje dzieci… Poruszyło to nas wszystkich do szpiku kości. Całe popołudnie rozmawiałyśmy z dziewczętami. To trudne, kiedy taka tragedia dotyka tak z bliska. To była koleżanka ze szkoły, której już nie spotkasz. W czasie słówka na dobranoc z dziewczętami modliłyśmy się za tę rodzinę i chłopca, który przeżył. Wszyscy mobilizują się, by mu pomóc. Ma tylko 9 lat.

Wracając do początku… czym jest spalony router i brak internetu w obliczu takiej tragedii? To dla mnie lekcja, czasem złościmy się takim drobnostkami, rzeczami przyziemnymi i zapominamy, że życie jest najważniejsze. Mamy dziś, by kochać i rozdawać radość i nadzieję i żyć Ewangelią, by kiedyś po drugiej stronie życia już tylko świętować w obecności dobrego Boga.

 

S. Marzena Kotuła
Puerto Ayacucho, Wenezuela

 

Dołącz do naszej akcji POSIŁEK DLA WENEZUELI!