Drodzy,

Sytuacja na Madagaskarze ciągle ulega pogorszeniu. Od stycznia mamy nowego prezydenta. Każdy obiecuje lepsze życie, ale czy oni zdają sobie sprawę, że ludzie dalej cierpią. Ubóstwo rośnie, niektórzy rodzice proszą o pomoc w przetrwaniu, możliwość edukacji i leczenia dla dzieci. Możemy im pomagać, ponieważ Wy jesteście z nami. Niech Pan Was wynagrodzi.

Zaczęłyśmy budować farmę, aby mieć środki na przetrwanie dla nas, dzieci i ludzi, którzy są z nami. Chcemy szkolić młodych ludzi z rolnictwa i hodowli. W farmie chcemy trzymać kurczaki, świnie, krowy i kozy. Mamy już dwie krowy, trzysta kur niosek i 15 świń. Krowa kosztuje około 900 Euro, ciężarna świnia 150 Euro.

Problemem na Madagaskarze jest też znachorstwo. Ileż to razy przychodzą do nas po pomoc, gdy choroba jest już zaawanasowana i często jest już za późno na leczenie. Najpierw byli u czarownika, nie pomógł, a nawet pogorszył ich stan, a potem niektórzy przychodzą do nas. Zabobony mocno są w nich zakorzenione, boją się szpitala.

Nasza przychodnia przy szkole jest bardzo oblegana. Korzystają z niej pracownicy, uczniowie, ich rodziny i najuboższe osoby z okolicy. Na szczęście mamy samochód, który w nagłych przypadkach służy nam za karetkę pogotowia, by jak najszybciej dowieźć chorych do szpitala w stolicy Antananarywa.

Troską otaczamy kobiety, które pochodzą z wielodzietnych i bardzo ubogich rodzin. Bardzo chcemy, by tutejsze kobiety odkryły własną godność. To na malgaskich kobietach spoczywa ciężar wychowania dzieci, troski o ich przyszłość, zapewnienie posiłku rodzinie. Kobiety ciężko pracują przy uprawie ziemi, przy zbiorach, w drobnym handlu, połowie ryb. Dlatego w naszym Centrum Formacji Zawodowej prowadzimy dla nich kurs krawiectwa. Mamy nadzieję, że kobiety znajdą gdzieś zatrudnienie. Krawiectwo cieszy się u nich zainteresowaniem. Mężczyźni rzadko czują się odpowiedzialni za los rodziny. W społeczeństwie tym panuje przyzwolenie na nadużywanie przez nich alkoholu, zdrady czy porzucenie żony.

Coraz więcej rodziców zgłasza do naszej szkoły swoje dzieci. Uciskani są przez biedę, często ich motywacją jest choćby wyżywienia. My w szkole zapewniamy dzieciom posiłek. Na miejsce uczniów, które ukończyły u nas naukę, przyjmujemy nowych. Jeśli brakuje miejsc, zapisujemy je do najbliższej szkoły państwowej, zapewniając opłatę za naukę oraz wymagane materiały szkolne. Walczymy z nieświadomością rodziców. Kładziemy nacisk na likwidację analfabetyzmu, na świadomość konieczności edukacji ich dzieci. Gdyby nie program Adopcji na Odległość, po prostu nie moglibyśmy przyjąć dzieci do szkoły, liczba uczniów byłaby bardzo okrojona. Całą misję utrzymujemy dzięki wsparciu Darczyńców. Dodatkowo organizujemy dla młodych mężatek i dziewcząt, które wcześnie zostały matkami, kursy formacyjne przygotowujące do prowadzenia domu i wychowywania dzieci. Uczymy jak prowadzić dom, odpowiednio zarządzać skromnymi dobrami, które mają.

Cyklicznie odwiedzamy rodziny, z których pochodzą dzieci objęte Adopcją na Odległość. Mieszkają w opłakanych warunkach. Po prostu żyją w nędzy. Higiena pozostawia sobie wiele do życzenia. Nie ma też zapewnionej intymności i warunków do nauki. Co się dziwić, zwykle jest to jedno małe pomieszczenie, często bez podstawowego umeblowania. Cała rodzina zazwyczaj śpi na ziemi. Jak ich odwiedzamy, zapraszają nas niekłamaną życzliwością i choć nie mają nas czym ugościć i gdzie posadzić, okazują gościnność, jakby czekali na nas dniami.

Rodziców często dziwi, że interesujemy się nimi, szczególnie samymi uczniami. Dla nich najważniejszy jest dzień dzisiejszy, tu i teraz, a o samej edukacji, zdrowiu czy nawet higienie, mają jeszcze mgliste pojęcie i luźny stosunek. Skupiają się na ciężkiej pracy w polu, połowach ryb czy pastwiskach, gdzie dzieci muszą pilnować woły. To dzięki Wam mogą wyjść z analfabetyzmu. Kochani, na odległość macie ogromny wkład, jesteśmy Wam bardzo wdzięczni.

Pozdrawiam
siostra Alice